Gdy jestem na Litwie słyszę, że kilkaset tysięcy Litwinów pracuje za granicą. W Polsce mówi się, że 2,3 mln rodaków wyjechało do pracy w takich krajach, jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone. Jest XXI wiek. Młodzież, która zna języki, ma o wiele większe możliwości niż jeszcze 20 lat temu. W Związku Radzieckim nikt nigdzie nie jeździł i wszyscy uważali, że są szczęśliwi w obozie bolszewickiej Rosji. Dzisiaj człowiek realizuje się w tym kraju, który mu najbardziej odpowiada. Ale to jedna strona medalu. Z drugiej zaś taki styl życia, zwłaszcza młodego pokolenia, pozostawia dużo znaków zapytania. Młodzież mówi o tym, że poziom oświaty na Ukrainie jest coraz słabszy i dlatego wybiera studia m.in. w Polsce. Oczywiście taka emigracja negatywnie odbija się na sytuacji gospodarczej i socjalnej kraju. Przede wszystkim dlatego, że z Ukrainy wyjeżdżają najlepsi. Świadczy to o nieskutecznej polityce rządu.
A o czym świadczy opinia byłego prezesa Kolei Ukraińskich Wojciecha Balczuna, który po niedawnym powrocie do Polski stwierdził, że największym jego sukcesem było to, że „przeżył i wrócił cało"? Mówił też o gigantycznej korupcji i układach mafijnych.
I ma rację. Tak wysokiego poziomu korupcji nigdy nie było. Dziesięć czy osiem lat temu sytuacja była inna. Dlatego protestujący pod Radą Najwyższą domagają się walki z korupcją i powołania sądu antykorupcyjnego. W sektorze prywatnym korupcji nie ma, w państwowym jest na co dzień. Państwo powinno się wycofywać z gospodarki jak najszybciej.
Rosja proponuje wprowadzenie misji pokojowej ONZ na linię frontu w Donbasie. Kijów chce, by błękitne hełmy stacjonowały na niekontrolowanym obecnie odcinku ukraińsko-rosyjskiej granicy. Czy pan widzi wyjście z tego impasu?
Mówiąc o Donbasie, nie myślimy o terytorium, tylko o ludziach. Nie ma takiej sytuacji, z której nie byłoby wyjścia. To nieprawda, że wszystko jest dzisiaj w rękach dyplomatów. Z całym szacunkiem do starań ukraińskiej dyplomacji, ale jak mówić o jej skuteczności, skoro po trzech latach wojny mamy 60 tys. zabitych i rannych Ukraińców. Przy stole powinniśmy siedzieć z okupantem, a nie z Zacharczenką czy Płotnickim (liderzy samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej – przyp. red.), którzy o niczym nie decydują. Rezygnując z broni nuklearnej i podpisując memorandum budapeszteńskie w 1994 roku Ukraina otrzymała gwarancje bezpieczeństwa nie tylko od Rosji, ale również od Wielkiej Brytanii i USA. Gdzie te gwarancje? Przez te trzy lata nie dostaliśmy od Zachodu żadnego istotnego wsparcia finansowego i humanitarnego. Gdzie jest plan Marshalla dla Ukrainy, o którym tak wiele się mówi? Często mamy wrażenie, że tę wojnę prowadzimy samotnie. W dodatku Unia Europejska już nie mówi jednym głosem. Rosja wyciąga z tej talii kart trzy lub cztery europejskie kraje, które śpiewają innym tonem.
Ale w czasie, gdy „Europa nie mówi już jednym głosem", wicepremier Ukrainy ds. integracji europejskiej Iwanna Kłympusz-Cyncadze odsłania na Zakarpaciu pomnik poświęcony „bohaterom Ukrainy Karpackiej rozstrzelanym przez polskich i węgierskich okupantów w marcu 1939 roku". Umieszczono tam tablice informujące o rzekomej egzekucji 600 strzelców Siczy Karpackiej przez oddział Korpusu Ochrony Pogranicza, mimo że nie ma żadnych dowodów lub rzetelnych badań historyków poświęconych tamtym wydarzeniom.