Od momentu wejścia do Unii, czyli od ponad dekady, polska polityka wobec Kijowa była skupiona na strategicznym celu integracji Ukrainy ze Wspólnotą Europejską. Opierano się na trzech założeniach.
Po pierwsze, tworzenie „pax Europa" w otoczeniu UE jest procesem korzystnym i bezalternatywnym; po drugie, budowanie „Zachodu na Wschodzie" jest bardzo trudne, ale jednak możliwe; po trzecie, zimna wojna odeszła w przeszłość, a wraz z nią ograniczeniu uległy imperialne ambicje Rosji. Dzisiaj wszystkie te założenia są dalece nieoczywiste, a kontekst polsko-ukraińskich relacji zmienił się radykalnie.
Państwa na peryferiach
Unia z centrum przyciągania i źródła standardów coraz bardziej zmienia się w zagrożoną wyspę, która nie tyle „eksportuje" swoje rozwiązania, ile broni „stanu posiadania" przed atakami z zewnątrz. Transformacja na Ukrainie, nawet pod groźbą rosyjskich czołgów, przebiega z tak wielkimi oporami, że staje się oczywiste, iż modernizacja tego kraju zajmie dekady. Wobec kłopotów Zachodu i samej Ukrainy coraz bardziej wyraziste są natomiast działania Rosji, która otwarcie kwestionuje prawo krajów sąsiedzkich do pełnej suwerenności.
Roszczenia Moskwy wprawdzie nie są powrotem do zimnej wojny, ale stają się rewanżem, kontrnatarciem po klęsce w tej wojnie poniesionej. Od zimnej wojny obecną sytuację odróżnia m.in. to, że linia, za którą nie sięgają już ambicje Kremla, nie jest jasno wyznaczona, lecz płynna.
Aneksja Krymu, konflikt w Donbasie, prowokacyjne zachowanie na Morzu Bałtyckim, nie są niczym innym, jak próbą przesunięcia tej linii coraz bardziej na Zachód. Przy czym głównym polem konfrontacji o granice „rosyjskiej strefy wpływów" stała się właśnie Ukraina.