Watahy barbarzyńców stoją u bram Zachodu. Wcześniej przybyłe są już z nami w środku, gdy rodzimi barbarzyńcy kręcą się przy wewnętrznej robocie rozkładowej.
Czyż Polska ma zamknąć się w Okopach Świętej Trójcy? Niczego nie należy przesądzać. Na przykład, że papiestwo zostanie w Rzymie. Może będzie musiało przenieść się do Krakowa? Czy mamy tworzyć katolickie państwo narodu polskiego, rozluźniając więzi ze zmurszałą Europą Zachodnią? Według założenia Zachód ulegnie islamowi, a my oprzemy się o chrześcijaństwo. Nawet dla ateistów lepsze to niż szariat, który ścina im głowy.
Ta tragiczna wizja wydaje się szalona. A jest niewykluczona, chociaż niepożądana. Próbujmy ocalić sobie tyle wolności, ile można w tych trudnych warunkach.
Ile geja w Bondzie
Rękę na pulsie czasów zawsze trzymało kino. Dziwna zbieżność wątków w filmach właśnie na ekranach odsłania nam wycinek krajobrazu przed bitwą o przyszłość Zachodu. To „Sufrażystka" i „Spectre", czyli nowy Bond. W pierwszym filmie aktor Ben Whishaw gra męża sufrażystki – stoi na straży tradycyjnego podziału ról seksualnych: kobiety podlegają mężczyznom prawnie w życiu prywatnym i politycznie w życiu publicznym. Tenże aktor gra „Q", asystenta Bonda, który jest specem od informatyki.
Prywatnie Whishaw od trzech lat żyje w związku partnerskim z kompozytorem Markiem Bradshawem. Wprawdzie „Q" oznacza po angielsku inicjał tytułu Kwatermistrza, ale zgodnie z duchem czasu obecnie może odnosić się do terminu „queer". Problematyka homoseksualna w świecie akademickim Zachodu nazywa się „queer studies". Whishaw jako aktor, a prywatnie jako życiowy partner Bradshawa, znalazł się na pierwszej linii frontu w walce o wyzwolenie płci sto lat temu i teraz. Jak do tego doszło?