Nie łudźmy się: dla Zachodu los Ukrainy do czasu aneksji Krymu pozostawał kwestią drugorzędną. Napięcie strategiczne w stosunkach Polski z sojusznikami polega na tym, że gdy dla nas najważniejszą jest kwestia niepodległości Ukrainy czy Białorusi, dla USA i czołowych państw zachodnioeuropejskich najważniejszym wyzwaniem są i pozostaną stosunki z Rosją.
Tymczasem reakcja Zachodu jest niejednorodna. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro w obliczu sankcji Rosja szantażuje groźbą globalizacji reakcji, np. wycofaniem się z układów jądrowych i z innych porozumień, i wymusza liczenie się z sobą m.in. poprzez zaangażowanie zbrojne w Syrii czy groźbę wybuchu otwartej wojny z Ukrainą. W tej sytuacji Stany Zjednoczone nadal będą się starały z powodów strategicznych unikać globalizowania kryzysu ukraińskiego, trzymając go w dyplomatycznej odrębnej szufladce (tzw. compartmentalisation), by umożliwić współpracę z Rosją w innych dziedzinach, co Waszyngton uznaje za niezbędne.
Podobnie zachowywać się będzie większość zachodnioeuropejskich sojuszników. Za oburzeniem i retoryką solidarności kryje się niepokój o konsekwencje podważenia status quo. Nikt nie mówi publicznie, że należy respektować interesy regionalne Rosji, ale to przekonanie jest obecne, zwłaszcza wobec nacisków kół biznesu, by nie zaostrzać stosunków z Rosją i nie kontynuować sankcji.
Jak zabiegać o Ukrainę?
Ma to konsekwencje również dla polityki wschodniej Polski. Ukraina i inne państwa regionu znajdują się de facto w szarej strefie bezpieczeństwa. W tej sytuacji przed Warszawą staje pytanie: Co czynić, by wiązać interesy najszerzej pojętego Zachodu z przyszłością niepodległej Ukrainy i co sprawić, by Ukraina zapłaciła jak najniższą cenę za ewentualne porozumienie z Rosją?
Mimo napięć na tle polityki historycznej polska przyjaźń i wsparcie są nadal wysoko cenione w Ukrainie. Ukraińcy zdają sobie jednak sprawę, że decydującą rolę odgrywają współpracujące blisko ze sobą Waszyngton i Berlin. Osłabienie naszej pozycji w Unii na tle konfliktu o rolę Trybunału Konstytucyjnego i retoryka suwerenistyczna podlana antyniemieckim sosem, wypchnęły nas na własne życzenie z grona państw decydenckich. A w sytuacji, gdy doszły napięcia związane z losem caracali, również Francuzi pozostaną głusi na nasze postulaty.