Reklama
Rozwiń

Eugeniusz Smolar o polskiej polityce wschodniej

Za bombastycznymi deklaracjami rządu PiS, że Polska powinna odgrywać większą niż za poprzednich rządów rolę także w polityce wschodniej, nie kryją się działania – pisze ekspert.

Aktualizacja: 21.10.2016 23:36 Publikacja: 20.10.2016 23:25

Eugeniusz Smolar o polskiej polityce wschodniej

Foto: 123RF

Nie łudźmy się: dla Zachodu los Ukrainy do czasu aneksji Krymu pozostawał kwestią drugorzędną. Napięcie strategiczne w stosunkach Polski z sojusznikami polega na tym, że gdy dla nas najważniejszą jest kwestia niepodległości Ukrainy czy Białorusi, dla USA i czołowych państw zachodnioeuropejskich najważniejszym wyzwaniem są i pozostaną stosunki z Rosją.

Tymczasem reakcja Zachodu jest niejednorodna. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro w obliczu sankcji Rosja szantażuje groźbą globalizacji reakcji, np. wycofaniem się z układów jądrowych i z innych porozumień, i wymusza liczenie się z sobą m.in. poprzez zaangażowanie zbrojne w Syrii czy groźbę wybuchu otwartej wojny z Ukrainą. W tej sytuacji Stany Zjednoczone nadal będą się starały z powodów strategicznych unikać globalizowania kryzysu ukraińskiego, trzymając go w dyplomatycznej odrębnej szufladce (tzw. compartmentalisation), by umożliwić współpracę z Rosją w innych dziedzinach, co Waszyngton uznaje za niezbędne.

Podobnie zachowywać się będzie większość zachodnioeuropejskich sojuszników. Za oburzeniem i retoryką solidarności kryje się niepokój o konsekwencje podważenia status quo. Nikt nie mówi publicznie, że należy respektować interesy regionalne Rosji, ale to przekonanie jest obecne, zwłaszcza wobec nacisków kół biznesu, by nie zaostrzać stosunków z Rosją i nie kontynuować sankcji.

Jak zabiegać o Ukrainę?

Ma to konsekwencje również dla polityki wschodniej Polski. Ukraina i inne państwa regionu znajdują się de facto w szarej strefie bezpieczeństwa. W tej sytuacji przed Warszawą staje pytanie: Co czynić, by wiązać interesy najszerzej pojętego Zachodu z przyszłością niepodległej Ukrainy i co sprawić, by Ukraina zapłaciła jak najniższą cenę za ewentualne porozumienie z Rosją?

Mimo napięć na tle polityki historycznej polska przyjaźń i wsparcie są nadal wysoko cenione w Ukrainie. Ukraińcy zdają sobie jednak sprawę, że decydującą rolę odgrywają współpracujące blisko ze sobą Waszyngton i Berlin. Osłabienie naszej pozycji w Unii na tle konfliktu o rolę Trybunału Konstytucyjnego i retoryka suwerenistyczna podlana antyniemieckim sosem, wypchnęły nas na własne życzenie z grona państw decydenckich. A w sytuacji, gdy doszły napięcia związane z losem caracali, również Francuzi pozostaną głusi na nasze postulaty.

Moim zdaniem w osiągnięciu celów na Wschodzie przeszkadza polityka wewnętrzna i europejska obecnego rządu, który zdaje się nie brać pod uwagę kilku faktów: po pierwsze, Polska nie posiada potencjału, by samodzielnie prowadzić politykę wschodnią. Po wtóre, Polska umiejętnie wykorzystała w minionych latach członkostwo w Unii i w NATO, by te prowadziły bardziej aktywną politykę na Wschodzie.

Obecnie jednak w obliczu agresywnej polityki rosyjskiej znaczenie Polski zmalało i nie jest traktowana jako partner, który w gronie negocjujących stron stanowiłby „wartość dodaną". Stąd poza sprzeciwem Moskwy nasza nieobecność w formacie normandzkim w toczącym się negocjacyjnym procesie mińskim. Powodem tego jest, z jednej strony, osłabienie naszej pozycji w samej Unii, a z drugiej, świadomość, że deklarowane cele i ambicje obecnego rządu nie znajdują wsparcia u licznych partnerów Polski, w tym i środkowoeuropejskich.

W odróżnieniu od poprzednich lat Polska jest teraz nieobecna na forum unijnym, a jeśli występuje, to w negatywnym kontekście ze względu na politykę wewnętrzną. Co więcej, Polska była nieobecna w dyskusjach nad globalną strategią Unii Europejskiej i brak udziału jej przedstawicieli w debatach nad nową europejską polityką sąsiedztwa w warunkach, gdy suwerenność i bezpieczeństwo na Wschodzie stały się ważniejsze niż transformacja. Sama zaś Unia koncentruje się na własnych kryzysach i ma mniejszy wpływ na swoje otoczenie w warunkach, gdy rośnie rola Rosji, Chin i Turcji – w Europie Wschodniej, w Azji Środkowej, także na Bałkanach.

Kolejne błędne idee

Koherentna, aktywna i skuteczna polityka wobec Rosji (w tym sankcje) zależy od wewnętrznej spójności Unii i NATO. My tymczasem poprzez osłabienie naszej pozycji wobec czołowych unijnych partnerów straciliśmy w ciągu niecałego roku instrumenty wpływu na bieg wydarzeń na Wschodzie. Polska swoimi obecnymi działaniami potęguje rozbieżności, a nie mogąc prowadzić samodzielnej polityki wschodniej i nie mając dla niej poparcia w regionie, osłabia własną pozycję i spójność Unii.

Za pierwszy przykład błędnych, potencjalnie niebezpiecznych, a przy tym groźnych koncepcji może posłużyć tzw. idea Międzymorza. Ten projekt budowania odrębnej tożsamości regionu pod polskim przywództwem został odrzucony – od Estonii, Litwy, Łotwy i Rumunii po Czechy, Słowację i Węgry. I niebezpodstawnie – bo mimo naznaczonych brakiem realizmu wypowiedzi czołowych przedstawicieli obozu rządzącego, byłaby to „koalicja słabych", którą dzielą w dodatku poważne różnice.

Nasi partnerzy w regionie rozpoznali w tym projekcie nie tylko wymiar antyrosyjski, ale i antyniemiecki, co okazało się dla nich nie do przyjęcia. Najbliższy PiS Viktor Orbán wypowiedział w lutym znamienne słowa: „Węgry nie dadzą się wmanewrować w jakiekolwiek międzynarodowe projekty skierowane przeciw Niemcom, Rosji czy Turcji". Warto zwrócić uwagę na specyficzny dobór wymienionych państw. Również Czesi i Słowacy energicznie rozwijają stosunki z Niemcami oraz Austrią i odmawiają wyboru: Warszawa czy Berlin. Stawianie ich przed takim wyborem prowadzi do izolacji – nie wolno tego czynić bez proszenia się o marginalizację.

Może tylko cieszyć, że projekt Międzymorza w wypowiedziach publicznych polityków PiS został ostatnio sprowadzony do bardziej rozsądnych wymiarów. Najpierw pojawiło się uspokajające zastrzeżenie, że projekt ten ma być realizowany w ramach Unii Europejskiej i NATO, co eliminuje Ukrainę – wcześniej ważny element tego zamysłu, że przypomnę przemówienie prezydenta Dudy w Akademii Dyplomatycznej w Kijowie. Po spotkaniu w Dubrowniku pojawiły się wzmianki o Trójmorzu lub trójkącie ABC (Adriatyk – Bałtyk – Morze Czarne) i zamiar realizacji projektów w dziedzinie energetyki, transportu i komunikacji na osi północ–południe. Polska propozycja instytucjonalizacji Trójmorza została jednak pominięta przez partnerów, a kolejne spotkanie ma odbyć się we Wrocławiu w czerwcu 2017 r.: mamy więc czas.

Druga chybiona w moim przekonaniu koncepcja, to „elastyczna solidarność", ogłoszona przez Grupę Wyszehradzką, czyli odpowiedź na szkodliwą propozycję narzucania kwot uchodźczych. Jest ona groźna, otwiera bowiem drogę do elastycznej solidarności w dziedzinach, które mają podstawowe znaczenie dla Polski – od funduszy strukturalnych i stosunków ze strefą euro po politykę wobec Rosji i Ukrainy. Nie zdziwiło więc szybkie poparcie dla koncepcji „elastycznej solidarności" przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, lidera frakcji chadeków Manfreda Webera czy szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude'a Junckera. Oznacza bowiem zmniejszenie wpływu Polski i Europy Środkowej na sprawy dla strefy euro zasadnicze.

Przespane okazje

Osłabienie naszej pozycji, pasywność, brak koncepcji i inicjatywy, chaos, przeświadczenie, że nie gramy w jednej europejskiej drużynie i nie mamy wpływu na politykę innych, do tego napięcie na tle polityki historycznej, wedle której ocena przeszłości jest ważniejsza niż troska o przyszłość – wszystko to sprawia, że nie jesteśmy dla Ukraińców krajem „pierwszego kontaktu", że nie z nami unijni partnerzy będą konsultować swoją politykę.

Aby mieć realny wpływ, by zająć miejsce przy stole, trzeba je sobie kupić. Deklaracje nie wystarczą. Tym bardziej że w sferze pomocy oferujemy Ukrainie mało, znacznie mniej niż wiele innych, często mniejszych państw. Warto odnotować choćby fakt, że w odróżnieniu od np. Litwinów nie dostarczamy Ukraińcom broni, a wiceminister obrony narodowej oświadczył, że „mogą ją kupić". Czy zatem mówimy o pieniądzach, czy o polityce? Skoro zdolności obronne Ukrainy leżą w oczywistym polskim interesie, szkolenie wojska ukraińskiego mogłoby przybrać znacznie większe rozmiary niż około 300 podoficerów i oficerów.

Polsce potrzebne jest również prowadzenie stałej i konsekwentnej ofensywy politycznej. W moim przekonaniu jej brakuje.

Przed kilkoma dniami przeprowadziłem rozmowy w Brukseli. Okazało się, że obecny rząd nie uczestniczy w ważnych konsultacjach, także dotyczących polityki wschodniej – nie występuje z jakimikolwiek inicjatywami, a też nie kontynuuje wcześniejszych.

I znów przykład: podstawową dla przyszłości Ukrainy sprawą jest stabilizacja finansowa. Aktywność Unii ma w tej kwestii zasadnicze znaczenie. Od lat co roku rząd Polski dbał o to, by Ukraina otrzymywała kredyt w wysokości co najmniej miliarda euro z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. W tym roku rząd nie podjął w tej sprawie nacisków. W tej sytuacji zadbał o to w ostatniej chwili ktoś inny – przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk...

Unia Europejska udziela także pomocy za pośrednictwem instrumentu pod nazwą Macro Financial Support. Rząd nie podjął konsultacji, jakie środki powinny być kierowane w przyszłym roku do Ukrainy, Gruzji czy Mołdowy.

Takie są prawdziwe realia polityki wschodniej; reszta to gromkie deklaracje.

Autor jest ekspertem i członkiem Rady Centrum Stosunków Międzynarodowych

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Wyborczy falstart, do maja oszalejemy
Opinie polityczno - społeczne
Daniel Jankowski: W te Święta nie zapominajmy o chrześcijanach w Syrii
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Wieczna wigilia
Opinie polityczno - społeczne
Roman Kuźniar: Lekcje Chrobrego w sprawie Unii, Rosji i PiS
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Dlaczego Polakom potrzeba dobrej woli
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku