Wielu obserwatorów polskiej sceny politycznej zadaje sobie pytanie, dlaczego PiS zachowuje duże poparcie społeczne i w sondażach wyraźnie dystansuje opozycję, pomimo brutalnego łamania konstytucji i procedur parlamentarnych, a także coraz częstszych przejawów buty i arogancji. A przecież się wydawało, że lipcowe demonstracje w obronie niezależności sądownictwa, zakończone dwoma wetami prezydenckimi i ujawnieniem konfliktu w obozie władzy, powinny zachwiać pozycją partii i wzmocnić poparcie dla opozycji.
Zgadzam się z Michałem Szułdrzyńskim, który w tekście „Czego nie rozumieją krytycy PiS" przekonująco pokazał, że poparcie dla rządzącego ugrupowania ma mocne podstawy społeczne. Oferta przedstawiana przez partię Jarosława Kaczyńskiego jest atrakcyjna dla znacznej części społeczeństwa. Składa się na nią kombinacja różnych czynników: realizacja socjalnych zobowiązań wyborczych, trafne odczytywanie oczekiwań „zwykłych Polaków" i umiejętne wzbudzanie ich nieufności, a nawet wrogości wobec „elit", granie na lękach przed muzułmańskimi imigrantami oraz odwoływanie się do narodowej godności i suwerenności w sporach z instytucjami Unii, Niemcami i Francją. Obecnie ta oferta wydaje się bardziej przekonująca od przestróg opozycji, że łamanie konstytucji i zamach na niezależność władzy sądowniczej stanowią wielkie zagrożenie dla polskiej demokracji.
O jaką stawkę toczy się gra
Ta konstatacja jest gorzka, ale nie powinna dziwić, zwłaszcza że znaczną część zwolenników PiS stanowią ludzie słabo wykształceni. Konstytucja i niezależność władzy sądowniczej mogą wydawać się im sprawami dość abstrakcyjnymi, podczas gdy znaczne transfery finansowe są konkretem. Władzy służy także to, że negatywne konsekwencje jej poczynań nie dotykają jeszcze „zwykłego Kowalskiego". Załamanie systemu emerytalnego po obniżeniu wieku emerytalnego przecież jeszcze nie nastąpiło. Polska zaszła już daleko na drodze prowadzącej do systemu autorytarnego, ale parlament funkcjonuje, obywatele mogą wyrażać swoje poglądy, w tym demonstrować przeciwko władzy, a partie przygotowują się do kolejnego cyklu wyborczego. „Zwykły Kowalski" może więc nie zauważyć, że faktycznie żyje już w innym ustroju niż przed dwoma laty. Ma także prawo jeszcze nie dostrzegać, że Polska już jest izolowana w UE, bo środki unijne nadal płyną do naszego kraju.
Cechą populistycznej polityki – a taką prowadzi PiS – jest to, że jej najpoważniejsze negatywne konsekwencje są zwykle boleśnie odczuwane przez ogół z pewnym opóźnieniem.
Wśród politycznych komentatorów niechętnych PiS panuje obecnie moda na użalanie się nad jakością opozycji i formatem jej liderów. Nie chcę jej ulegać. Przy wszystkich swych słabościach opozycja trafnie diagnozuje, o jaką stawkę toczą się polityczne zmagania w kraju. Jest nią niedopuszczenie do tego, aby Polska stała się demokracją jedynie z fasady i znalazła się na marginesie Unii Europejskiej. Uważam, że obecnie najważniejszym zadaniem opozycji jest podjęcie walki o pozyskanie zaufania tych konserwatywnych i centroprawicowych wyborców, którzy teraz udzielają poparcia PiS.