Popularność ruchu narodowego – głównie wśród młodzieży – we współczesnej Polsce jest faktem. Zdajemy sobie sprawę, że powtórki w historii nigdy się nie zdarzają, jednak analogie z okresem międzywojennym wydają się nazbyt wyraziste.
Władze sanacyjne traktowały narodowców podejrzliwie, widząc w nich przeciwników politycznych. Jednakże szowinizm i nacjonalizm nie były obce obozowi piłsudczyków. Dlatego też patrzono przez palce na rozmaite działania narodowców, o ile tylko nie były wyraźnie skierowane przeciwko władzy.
Narodowcy głosili też ogólniejsze hasła zbieżne z intencjami sanacji. Opowiadali się za Wielką Polską od morza do morza (czyli Międzymorza, używając obecnej nomenklatury) lub przynajmniej mającą wspólną granicę z Węgrami, cieszyło ich też zajęcie Zaolzia (odczytali je oni za dowód mocarstwowej pozycji Polski). Cele polityczne narodowców okazały się iluzją, czego najlepiej dowiódł 1939 r. W odczuciu większości Polaków pozostawili po sobie pamięć raczej niezbyt chlubną; z jednej strony – pozbawionych realizmu marzycieli politycznych, a z drugiej – zwyczajnych pałkarzy napastujących swoje koleżanki i swoich kolegów.
Pobłażliwość władzy
W filmie „Zezowate szczęście" z 1960 r. Andrzeja Munka, korporacjonista (tak nazywano narodowców) Piszczyk jest ukazany jako persona komiczna. Mogło się wtedy wydawać, że narodowcy przeszli do historii. Było to jednak przedwczesne proroctwo, bo odżyli po półwieczu.
Pomijamy takie wydarzenia, jak Marzec '68 (niektórzy ówcześni aktywiści, np. Ryszard Gontarz, są dzisiaj zaliczani do narodowców), działalność stowarzyszenia „Grunwald" czy marsze lat 90. XX w. z wyraźnymi hasłami rasistowskimi, np. „Polska cała tylko biała" oraz nasilającą się publicystykę antysemicką po 1990 r. Ruchy narodowościowe zaczęły nabierać kształtu organizacyjnego po 2010 r. i znalazły protektorów, a od 2012 r. jeden z nich – Obóz Narodowo-Radykalny – został zalegalizowany i zarejestrowany jako stowarzyszenie.