Polska to najwyraźniej taki kraj, którego zawsze trzeba przed kimś bronić, spór dotyczy zaś wyłącznie tego, przed kim. O ile PiS chce naprzemiennie bronić nas przed kosmopolitycznymi brukselskimi urzędnikami, muzułmańskimi uchodźcami, zachodnią kulturą popularną, wschodnimi służbami specjalnymi, „niemieckimi" mediami krajowymi, a także przed krajową opozycją, która „nie daje rządowi rządzić", o tyle Platforma Obywatelska broni kraju przed tymże rządem.
Koalicja ostatniej szansy
Ostatniemu marszowi Komitetu Obrony Demokracji towarzyszyła kampania billboardowa PO. Uśmiechnięty Grzegorz Schetyna, spoglądając z plakatów na przechodniów, zachęcał do przybycia na protest hasłem „Wspólnie obronimy Polskę".
Szybko okazało się, że obrona owa ma polegać na zjednoczeniu opozycji pod wspólnym sztandarem wyborczym. Decyzji jeszcze nie podjęto, ale lider PO stwierdził, że „z państwem PiS zwyciężyć może tylko zintegrowana i wspólnie idąca opozycja". Przewodzący Nowoczesnej Ryszard Petru orzekł zaś, że „Nowoczesna jest w stanie stworzyć wspólną koalicję z KOD, Platformą, lewicą i PSL". To piękna, iście tęczowa koalicja.
Relacjonujący jej dzieje reporterzy zapewne z przyjemnością uwieczniać będą spotkanie Mateusza Kijowskiego z KOD z byłym premierem Leszkiem Millerem upamiętniające rocznicę powstania w Polsce tajnych więzień CIA, a także uścisk dłoni Ryszarda Petru i szefa PSL Janusza Piechocińskiego chwilę po owocnej dyskusji na temat reformy KRUS.
Fakt, że pomysł tego rodzaju koalicji ostatniej szansy w ogóle się pojawił, nie jest ciosem zadanym partii rządzącej, ale stanowi ostateczny dowód na fatalny stan polskiej opozycji. Jej liderzy doszli najwyraźniej do wniosku, że nie są w stanie przekonać Polaków niczym innym, jak liczebnością. Nikt bowiem nie oczekuje chyba, by opozycja w takim kształcie mogła zaproponować jakikolwiek program polityczny. Jak powiedział Schetyna, opozycja musi być „antytezą polityki rządu i polityki PiS". I tyle.