Kilka lat temu Marcin Król opublikował ważną pracę: „Europa w obliczu końca". Pisał w niej, że Europa znajduje się w „poważnym kryzysie politycznym, dramatycznym kryzysie cywilizacyjnym i być może śmiertelnym kryzysie duchowym". Te słowa równie dobrze, a być może nawet lepiej, pasują do całego Zachodu. Harce, jakie w ostatnim czasie wyprawia Rosja Putina, tylko potwierdzają, w jak głębokim kryzysie znajduje się dziś świat zachodni, choć przecież nie są przyczyną tego kryzysu.
W konfrontacji z Rosją najbardziej widać słabość najmłodszej, geopolityczno-instytucjonalnej warstwy Zachodu, która powstała dopiero po II wojnie światowej. Jednak kryzys jest efektem coraz szybciej postępującej erozji samych cywilizacyjnych fundamentów. Chodzi o cywilizację w tradycyjnym rozumieniu, w przypadku Zachodu – jak się to metaforycznie ujmuje – syntezę Aten, Rzymu i Jerozolimy, która dokonała się w późnym średniowieczu i dała potężny impuls rozwojowy Europie zachodniego chrześcijaństwa. To od tego czasu późniejszy Zachód zaczął szybko uciekać reszcie świata. W wiekach XVIII i XIX doszła do tego cywilizacja polityczna, czyli liberalizm, mająca także swój odpowiednik w kapitalistycznej gospodarce wolnorynkowej. To właśnie te podstawy zaczynają dzisiaj kruszeć, co osłabia Zachód w sensie geopolitycznym,
Niszczący rozrost zasad
Obok rozpoznanych i dobrze opisanych trendów demograficznych i kulturowych, w ostatnich dwóch dekadach pojawiły się nowe przyczyny szybkiego słabnięcia Zachodu na scenie międzynarodowej. Szwajcarski historyk Gonzague de Reynold pisał, że „każdy ustrój niszczy się sam przez nadmierny rozrost własnych zasad". Można wskazać na przynajmniej trzy obszary działania tego prawa w odniesieniu do Zachodu.
Po pierwsze, w gospodarce rynkowej pojawiło się diagnozowane przez Paula Dembinskiego zjawisko „finansjalizacji". Systemy finansowe oderwały się od realnej gospodarki i w mniejszym stopniu zajmują się racjonalnym wspomaganiem procesów gospodarczych, w większym zaś jałowym produkowaniem pieniędzy z pieniędzy, za pomocą kolejnych generacji derywatów, aż po toksyczne produkty finansowe, które wysadziły w powietrze zachodni system finansowy w 2008 r.
Stało za tym dążenie do zysku w możliwie najłatwiejszy sposób. Aby sobie to ułatwić, tzw. rynki finansowe zwalczały rządową kontrolę tej sfery za pomocą argumentu o anachronizmie wszelkich przejawów obecności państwa w gospodarce. Doprowadzone w praktyce do skrajności hasło konsensusu waszyngtońskiego – „liberalizacja i deregulacja", przyniosło szkodliwe następstwa nie tylko w gospodarce, ale też w polityce i życiu społecznym.