W pierwszych dniach urzędowania w Białym Domu Donald Trump podpisał memorandum, w którym nakazał podległej mu administracji rządowej wstrzymanie finansowania z budżetu federalnego organizacji przeprowadzających lub promujących aborcję. To czyni go trzecim republikańskim prezydentem, który sprzeciwił się przeznaczaniu publicznych środków na uśmiercanie nienarodzonych istot ludzkich. Pierwszym był Ronald Reagan, który w trakcie Międzynarodowej Konferencji na temat Ludności w Mexico City w 1984 r. ogłosił, że każda organizacja pozarządowa, która „przeprowadza lub aktywnie promuje w innych krajach aborcję jako metodę planowania rodziny", zostanie pozbawiona rządowego wsparcia. Drugim był George W. Bush.
Decyzja Trumpa zapadła dzień po rocznicy słynnego orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade z 1973 r., w którym stwierdzono, że każda kobieta ma konstytucyjne prawo do aborcji na żądanie. Wskutek tego wyroku wiele stanów zostało zmuszonych do uchylenia przepisów chroniących życie ludzkie od poczęcia, mimo że często cieszyły się one znacznym poparciem społecznym. Zalegalizowana wbrew społeczeństwu zbrodnia zebrała krwawe żniwo – szacuje się, że od 1973 r. przeprowadzono w sumie ponad 59 mln aborcji. Od tego czasu republikanie wielokrotnie podejmowali próby zmniejszenia skali zjawiska, m.in. poprzez przepisy ograniczające finansowanie aborcji ze środków federalnych.
Memorandum Trumpa idzie dalej niż Reagana i Busha, ponieważ dwaj pierwsi przywódcy ograniczyli się do zamrożenia środków z funduszy na rzecz planowania rodziny (ok. 575 mln dol.), natomiast obecny prezydent polecił wstrzymać wypłaty również z funduszy na rzecz ochrony zdrowia (ok. 9 mld dol.). Każda międzynarodowa organizacja zainteresowana otrzymywaniem środków z tych funduszy musi się zobowiązać, że nie będzie promowała, przeprowadzała ani w żaden inny sposób wspierała aborcji. Ta zmiana uderzy w największe koncerny przemysłu aborcyjnego, takie jak International Planned Parenthood Federation, która ogłosiła, że wskutek decyzji Trumpa utraci 100 mln dol. rocznie. Od amerykańskich środków zostanie odcięty również Fundusz Ludnościowy ONZ finansujący m.in. przymusowe aborcje w Chinach. Tylko od administracji Obamy fundusz ten otrzymał 250 mln dol.
Decyzja Trumpa wywołała gwałtowną reakcję zagranicznych rządów zdominowanych przez polityków lewicy. Holenderska minister ds. pomocy zagranicznej Lilianne Ploumen zainicjowała utworzenie globalnego funduszu „Ona Decyduje, Możesz Pomóc!" z myślą o wsparciu organizacji proaborcyjnych. Z kolei duńska minister rozwoju Ulla Tornaes wystąpiła do Komisji Europejskiej z prośbą o udzielenie finansowego wsparcia dla takich organizacji, powołując się na „prawa człowieka, równość płci oraz powszechny dostęp do zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego". Na początku marca odbyła się międzynarodowa konferencja pod patronatem rządów Belgii, Danii, Holandii i Szwecji, w trakcie której przedstawiciele 45 państw (m.in. Afganistanu, Norwegii, Wietnamu i Francji) zadeklarowali poparcie dla nieograniczonego dostępu kobiet do aborcji. Mimo stosunkowo dużej rangi wydarzenia na wsparcie inicjatywy zebrano tylko 181 mln euro, co nie jest kwotą znaczną w zestawieniu z rozmiarami amerykańskich funduszy.
W ocenie Instytutu Ordo Iuris decyzja prezydenta Trumpa stanowi krok w kierunku realizacji zobowiązań wynikających z Konwencji Praw Dziecka, zgodnie z którą dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga szczególnej opieki i troski, w tym właściwej ochrony prawnej, zarówno przed, jak i po urodzeniu, co wiąże się w pierwszej kolejności z poszanowaniem jego prawa do życia. Mimo że Konwencja została ratyfikowana przez 196 państw, wiele z nich sprzeniewierza się ciążącym na nich obowiązkom, tolerując w swoich systemach prawnych przepisy dopuszczające aborcję, co de facto stanowi przyzwolenie na uśmiercanie nienarodzonych istot ludzkich. Stany Zjednoczone nie ratyfikowały Konwencji Praw Dziecka, ale memorandum z 23 stycznia 2017 r. daje nadzieję na to, że nowa administracja będzie dążyła do poprawy losu dzieci.