Nie dziwi mnie, że prezes spółki z o.o. Plagiat.pl dr Sebastian Kawczyński zachwala produkt swojej firmy, jakim jest powszechnie wykorzystywany przez polskie uczelnie program antyplagiatowy („Plagiaty do wychwycenia", „Rzeczpospolita" z 8 stycznia 2016 r.). Perspektywy dla świadczenia usług weryfikacji prac dyplomowych pod kątem ewentualnego plagiatu są dla firmy Plagiat.pl i innych firm o podobnym profilu nadspodziewanie dobre.
Oto bowiem w oparciu o znowelizowaną ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym uczelnie zostały zobowiązane do umieszczania w Ogólnopolskim Repozytorium Prac Dyplomowych wszystkich prac licencjackich i dyplomowych bieżących oraz zaległych, obronionych po 30 września 2009 roku. Celem tego, jak zapewnia MNiSW, jest porównywanie prac dyplomowych i wykrywanie plagiatów nawet po wielu latach.
Na koniec bieżącego roku w Repozytorium powinno się znaleźć ok. 2,5 miliona prac dyplomowych. I każdego roku będzie ich o kilkaset tysięcy więcej. Sądzę, że zamiast nad skutecznością tego systemu, który w pewnym zakresie kwestionuje prof. Tadeusz Grabiński, warto się zastanowić nad jego efektywnością i celowością.
Korzyści w sferze etycznej
Myślę, że nowe władze ministerialne, przygotowując ustawowe zmiany w funkcjonowaniu szkół wyższych, powinny przeanalizować, czy setki milionów złotych wydanych na funkcjonowanie repozytoriów uczelnianych (wiele uczelni takie tworzy) i repozytorium ogólnopolskiego, a do tego rozbudowywanie systemu antyplagiatowego, są środkami wydanymi efektywnie w celu przeciwdziałania plagiatom.
Koszty te muszą z roku na rok rosnąć! I to znacznie, bo pamiętajmy, że system antyplagiatowy sprawdza nie tylko zapożyczenia z innych prac dyplomowych, ale także z wielu innych źródeł. Liczba jednych i drugich szybko wzrasta. Sądzę, że powinien być w tym względzie dokonany w ministerstwie, z udziałem przedstawicieli uczelni, rzetelny rachunek ekonomiczny.