W swoich ocenach i projekcjach daleki jestem od narodowej megalomanii w rodzaju mrzonki o „mocarstwie nad Wisłą" czy „europejskiej potędze gospodarczej". Nic takiego nam nie grozi i o ile tego rodzaju nadmierne ambicje bardziej śmieszą, niż irytują, to mam świadomość, jak istotne jest znaczenie Polski w geopolityce, zwłaszcza kontynentalnej. Bez wątpienia jest ono ważniejsze w kontekście polityki niż gospodarki, ale obecnie sprzężenie tych dwu żywiołów jest silne jak nigdy dotąd.
Europejski dryf
Nawarstwianie się kryzysowych zjawisk i procesów jest już tak znaczące, że o ile jeszcze niedawno ambicją bez mała każdego luminarza nauk społecznych był jakiś tekst o globalizacji i integracji europejskiej, o tyle teraz wahadło wychyla się w drugą stronę i czeka nas wysyp publikacji o odwrocie od globalizacji i perspektywie rozpadu Unii Europejskiej. Ani jedno, ani drugie nie jest bynajmniej nieuchronne, ale jedno i drugie jest możliwe, co ma swoje oczywiste implikacje. Stąd też trzeba w nauce postawić kilka fundamentalnych pytań, a w polityce przyjąć parę założeń. Koszmar polega na tym, że znowu teoria nie nadąża z podpowiedziami dla praktyki i tym bardziej staje się ona ryzykowna, a niekiedy wręcz fatalna.
Po pierwsze, należy ustalić, czy globalizacja się cofa, czy będzie kontynuowana. Uważam, że mimo tendencji protekcjonistycznych i rozmaitych nacjonalizmów jest to proces nieodwracalny ze względu na charakter postępu technicznego, a nade wszystko z powodu ponadnarodowego usieciowienia gospodarki i interesów finansowych transnarodowych korporacji. Dlatego od świata nie wolno się odwracać, tylko inteligentnie włączać się w globalną gospodarkę.
Po drugie, trzeba wzmacniać naukową argumentację za sensownością daleko posuniętej integracji europejskiej i przyjąć założenie, że kontynuacja tego procesu jest nieunikniona. W przypadku średnich i małych krajów udział w regionalnej integracji, zwłaszcza w tak zaawansowanej formie jak Unia Europejska, to najlepszy sposób na dostosowanie się do wyzwań globalizacji.
Od destrukcji do konstrukcji
Oczywiście, jeśli ktoś twierdzi, że w obliczu narastającej ksenofobii i zaściankowości globalizacja się załamie, jeśli ktoś uważa, że wskutek dryfu ostatnich kilku lat UE jest już w stanie nieuniknionego rozkładu, to formułuje zupełnie inne kwestie niż nas tu nurtujące. Ja szukam odpowiedzi na pytanie, jak uciec do przodu, jak sprząc dylematy ekonomiczne i polityczne, aby od ryzyka destrukcji przejść do szansy konstrukcji czegoś lepszego.