Od czasu wejścia Polski do UE eksport produktów rolno-spożywczych z naszego kraju stale rośnie (poza lekkim zachwianiem w roku 2009 r., kiedy to z uwagi na ogólnoświatowy kryzys finansowy cały nasz eksport zmalał). W 2004 r. wyeksportowaliśmy żywność za 5,2 mld euro. W 2017 r. było to już 27,3 mld euro. Taki wynik oznacza też, że żywność to trzeci polski hit eksportowy, po wyrobach przemysłu elektromaszynowego i chemicznego, z udziałem na poziomie prawie 13,5 proc.
Jak wskazuje Marta Skrzypczyk, dyrektor Biura Analiz Makroekonomicznych Sektora Agro w Banku BGŻ BNP Paribas, w 2017 r. wartość sprzedaży zagranicznej artykułów rolno-spożywczych wzrosła o 12 proc. r/r., co oznacza, że dynamika eksportu żywnością była o 2,1 proc. wyższa od dynamiki eksportu ogółem. – Najsilniej wzrósł eksport tytoniu (45 proc.), produktów do karmienia zwierząt (41 proc.) oraz nabiału (+36 proc.) – wylicza Skrzypczyk. Dodaje, że w strukturze towarowej polskiego eksportu produktów rolno-spożywczych za 2017 r. można zauważyć dosyć duży udział produktów pochodzenia zwierzęcego – mięsa i przetworów, nabiału, ryb i przetworów. Udział mięsa oraz papierosów i tytoniu jest wyraźnie wyższy niż przeciętnie dla UE. Znacznie niższy (3 wobec 17 proc.) jest za to udział napojów, w tym alkoholowych. Co ciekawe, w ubiegłym roku Polska wyprzedziła Wielką Brytanię (26,8 mld euro) na liście największych unijnych eksporterów żywności, zajmując 7. pozycję za Holandią, Niemcami, Francją, Hiszpanią, Włochami i Belgią. W handlu żywnością zanotowaliśmy nadwyżkę (8,3 mld euro).
W kierunku Azji
Eksport żywności, analogicznie jak eksport ogółem, powinien być jednak znacznie bardziej zróżnicowany i nie opierać się prawie wyłącznie na rynku UE. W Polsce udział krajów pozaunijnych w eksporcie to zaledwie 18,7 proc. Na pewno powinniśmy kierować się na wielkie rynki azjatyckie. Tym bardziej że ogółem w handlu z Azją Polska notuje duży deficyt (w 2017 r. wyniósł on 35,6 mld euro).
– Polska może eksportować dużo więcej żywności do Indii, ale trzeba pamiętać, że niektóre produkty, jak np. mięsne, nie mają tam racji bytu ze względu na religię. Jednak jeśli idzie o jabłka, to obserwujemy już wzrost o 11–12 proc. (2016/2017 r.) – ocenia J.J. Singh, prezes Polsko-Indyjskiej Izby Gospodarczej. Jego zdaniem na rynek indyjski można sprzedawać też produkty mleczarskie, w tym sery. – Poza wysyłaniem towarów warto też rozważyć ekspansję inwestycyjną, lokując tam zakłady we współpracy z partnerami z Indii – zachęca Sing.
W ocenie Bartosza Urbaniaka, szefa bankowości agro BNP Paribas na Europę Środkowo-Wschodnią i Afrykę, polskie produkty mają szansę mocniej zaistnieć na rynkach azjatyckich i afrykańskich, ale najpierw trzeba je wyprodukować. – Prezentujemy mocarstwowe podejście, jeśli idzie o eksport żywności, ale pamiętajmy, że cała Azja to 4,5 mld ludności, a Afryka to 1,3 mld. Produkujemy np. 3 mln ton drobiu, co oznacza ledwie jednego kurczaka rocznie na mieszkańca Azji. Z drugiej strony to wielki potencjał, bo niezależnie, jak bardzo zwiększymy możliwości produkcyjne, tamte rynki są w stanie wchłonąć każdą ilość żywności – tłumaczy Urbaniak.