Zamiast miliardowych kontraktów dla producentów tysięcy zintegrowanych zestawów nowoczesnego, indywidualnego wyposażenia opracowanego w modernizacyjnym programie „Tytan" mamy problem ze skompletowaniem podstawowego żołnierskiego ekwipunku: hełmów i broni
Nie dość, że na razie nie ma co oczekiwać, iż żołnierze zostaną wyposażeni m.in. w sensory badające stan zdrowia żołnierza, czy supernowoczesne radiostacje, to – jak dowiaduje się „Rzeczpospolita" - armia sięga po zapasy przewidziane na czas wojny by umundurować żołnierzy.
MON odpowiedziało nam, że w tym roku została zawarta umowa na zakup 100 tys. kompletów mundurów polowych. „Planuje się również rozpoczęcie kolejnych procedur przetargowych na zakup mundurów polowych w ilościach zabezpieczających bieżące potrzeby w zakresie określonym w planie zakupu środków materiałowych, który jest dokumentem niejawnym" – poinformowało MON. Nie wiadomo, kiedy zostaną one dostarczone i ile będą kosztować.
Dlaczego program „Tytan" w tym przypadku nie osiągnął postawionych przed nim celów? Zdaniem naszego rozmówcy z resortu obrony „wszystkie projekty nie działają systemowo", a niektóre pomysły są kopiami zachodnich rozwiązań sprzed 5–10 lat. To dotyczyło m.in. jednego z wzorów kamuflażu. W ostatnim czasie testowane były np. znacznie ciekawsze wzory maskowania MAPA. Nie ma jednak pewności, czy i kiedy zostaną one wprowadzone jako obowiązujące dla nowego umundurowania.
Czytaj także: Stara broń znów wystrzeli. Czołgi T-72 wracają na poligon