W 2017 r. wszystkie fotoradary w kraju zanotowały prawie milion wykroczeń drogowych polegających na zbyt szybkiej jeździe. Ok. 8 proc. z nich popełnili kierowcy z krajów położonych na wschód od Polski. W sumie chodzi o mandaty na kwotę 20 mln zł. Problem w tym, że tych pieniędzy nie udało się ściągnąć. Powód? Dziurawe prawo. Znalazł się jednak sposób, by to szybko naprawić. Główny Inspektorat Transportu Drogowego, który ma przygotować zmiany, jednak się nie spieszy.
Bezradność służb
W czym rzecz? Otóż GITD nie może namierzyć kierowcy np. z Ukrainy czy Białorusi po tablicach rejestracyjnych i wysłać mu mandatu do domu. Znalazł się jednak na to sposób. Wystarczyłoby włączyć Straż Graniczną do systemu CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym). Dzięki temu można byłoby kontrolować każdy wyjeżdżający i wjeżdżający z Polski samochód. Jeśli kierowca nie zapłaciłby mandatu, nie wjechałby do Polski.
Ppor. Agnieszka Golias, rzeczniczka Straży Granicznej, przyznaje, że problem jest. Wie też o pracach, jakie toczą się w GITD nad zmianą.
– Czekamy – mówi „Rz". Niestety, wygląda na to, że niezdyscyplinowani kierowcy mogą się czuć bezpiecznie.
– GITD podjął działania do skutecznego egzekwowania mandatów – usłyszeliśmy w czwartek w Inspektoracie. Powstać ma nawet zespół międzyresortowy, który przygotuje zmiany. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych z kolei twierdzi, że problem częściowo rozwiązuje możliwość płacenia mandatu w radiowozach kartą płatniczą. Jest to jednak możliwe tylko w przypadku złapania kierowcy na gorącym uczynku i tylko przez policję. Powód?