W ostatnim czasie Trybunał Sprawiedliwości UE dwukrotnie zajmował się e-książkami. W sporze holenderskiego stowarzyszenia bibliotek publicznych z fundacją pobierającą wynagrodzenia dla autorów uznał prawo bibliotek do wypożyczania e-booków tak jak książek drukowanych. Z kolei w sprawie dwóch francuskich autorów spierających się z organizacją SOFIA, wydającą zezwolenia na wznawianie wydania książek opublikowanych przed 2001 r., TSUE stanął po stronie twórców. Uznał, że ich zgody na ponowne wydanie książki także w formie elektronicznej nie można domniemywać i muszą być informowani o każdej takiej próbie. Jak to wygląda w Polsce? Przepisy i orzecznictwo w tej sprawie są jednoznaczne.
– Biblioteki mogą wykonywać kopie cyfrowe posiadanych utworów, ale tylko w celach archiwizacyjnych, nie dla udostępniania ich czytelnikom – mówi Włodzimierz Albin, prezes Rady Polskiej Izby Książki. – Mogą też kupować e-booki i udostępniać je, ale tylko jednej osobie naraz.
W przeciwnym razie dochodziłoby do powielenia utworu – powstałyby jego e-kopie. Zdaniem Włodzimierza Albina byłoby to zabójcze dla rynku wydawniczego, ale też dla samych bibliotek.
– Kto przychodziłby do lokalnych czytelni, jeśli wszystko można by pobrać ze strony biblioteki centralnej? – zauważa Albin.
Z tym że udostępnianie e-booka jednej osobie naraz mija się z celem – zaletę wersji elektronicznej jest oderwanie jej od fizycznego egzemplarza. Dlatego biblioteki często zawierają odrębne umowy z posiadaczami praw autorskich.