Tak deklarują przyszli emeryci doradcom ZUS. A ci przeżywają prawdziwe oblężenie. Od początku lipca odwiedziło ich przeszło 240 tys. osób, z czego 160 tys. poprosiło o wyliczenie świadczenia, jakie będzie im przysługiwało po obniżeniu wieku emerytalnego od 1 października 2017 r.
Decyzję o wstrzymaniu się z przejściem na emeryturę deklarują tylko osoby z wysokimi zarobkami. Ich świadczenia mogą dzięki dłuższej aktywności zawodowej wzrosnąć nawet o kilkaset złotych. Natomiast osoby z niskimi przyszłymi świadczeniami nie ukrywają, że i tak nie będą czekać z przejściem na emeryturę. Nie robi na nich wrażenia 8 proc. podwyżki za rok oczekiwania (a na tyle, jak wynika z symulacji urzędników, mogą liczyć).
„Rzeczpospolita" wielokrotnie apelowała do rządu o stworzenie zachęt do dalszej pracy. Te przewidziane w przedstawionym w marcu przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego programie 10 000+ (za minimum dwa lata pozostania na rynku pracy 10 tys. zł dopisane do kapitału emerytalnego) nie zyskały jednak poparcia rządu. Podobnie jak zaproponowany przez ZUS zakaz łączenia emerytury z pracą. Nic więc nie powstrzyma kosztownej dla państwa fali dodatkowych 331 tys. emerytów pod koniec tego roku (według szacunków ZUS).
– Nie mam wątpliwości, że bez dodatkowych zachęt osobom spełniającym warunki do przyznania emerytury po prostu nie opłaca się czekać z przejściem na to świadczenie – mówi dr Tomasz Lasocki z katedry ubezpieczeń na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
Z decyzją o przejściu na emeryturę nie będą też czekały osoby bez pracy czy pobierające niskie świadczenie przedemerytalne lub kompensacyjne, a także prowadzące działalność gospodarczą. Ci ostatni zaoszczędzą ponad 800 zł miesięcznie na składkach ZUS.