Rzeczpospolita: Emmanuel Macron chce zmienić politykę Francji wobec Rosji, przełamać kryzys w stosunkach dwustronnych, jaki odziedziczył po François Hollandzie?
Thomas Pellerin-Carlin: Nie sądzę. Mianował szefem MSZ Jeana-Yves Le Driana, który do tej pory był ministrem obrony. Mówimy więc raczej o pewnej ciągłości. Nie zapominajmy, że Macron był jedynym z poważnych kandydatów w wyborach prezydenckich, któremu obca była słabość do rosyjskiego reżimu.
To po co z takim przepychem przyjmuje Władimira Putina?
Putin jest zafascynowany Piotrem Wielkim, pojawiła się dyplomatyczna okazja, aby Francja została pośrednikiem między Rosją i Europą. Ale to Rosja, a nie Francja, znajduje się w słabszej pozycji. Putin musi wyrwać się z konfliktów, w które sam się dał wciągnąć, tak na Ukrainie, jak i w Syrii. Jego kraj to kolos na glinianych nogach: zdołał zmodernizować siły zbrojne, ale już nie gospodarkę. Dlatego potrzebuje kraju, który pomoże mu wyjść z izolacji. Tę rolę może odegrać Francja.
Na jakich warunkach?