Zainicjowana przez prezydenta Władimira Putina kontrowersyjna ustawa została przegłosowana w Dumie jeszcze cztery lata temu. Od tamtej pory wszystkie organizacje pozarządowe (NGO) w Rosji, które otrzymują zagraniczne granty oraz prowadzą działalność polityczną, powinni się zarejestrować w Ministerstwie Sprawiedliwości jako „agenci zagraniczni".
Tyle że kwestia działalności politycznej nie została sprecyzowana przez ustawodawcę. Zrobiła to wczoraj rosyjska Duma.
Zgodnie z tą ustawą za działalność polityczną w Rosji uznaje się nie tylko udział w manifestacjach i protestach, ale także przeprowadzenie dyskusji publicznych oraz wszelkiego rodzaju krytykę pod adresem władz państwowych. Dotyczy to także organizacji, które obserwują procesy wyborcze w Rosji.
– W ten sposób władze legitymizują swoje działania, by dalej dusić społeczeństwo obywatelskie w Rosji – mówi „Rz" Siergiej Nikitin, szef moskiewskiego oddziału Amnesty International. – By działalność nie została uznana za polityczną, pracownikom NGO w Rosji nie pozostaje nic innego, jak tylko grać w domino w zamkniętym na klucz biurze – konkluduje.
W przeciwnym wypadku dofinansowywane z zagranicy organizacje będą się musiały zgodzić na prowadzenie swojej działalności pod szyldem „zagranicznego agenta", co w Rosji od czasów radzieckich jest synonimem szpiega. – Wtedy komunistyczne gazety ciągle donosiły o licznych zatrzymaniach funkcjonariuszy zagranicznych wywiadów, a dzisiaj władze piętnują niezależne rosyjskie organizacje pozarządowe – twierdzi Nikitin.