W sobotę w stolicy Włoch przywódcy 27 państw będą obchodzić 60. urodziny Unii Europejskiej. Bez Wielkiej Brytanii, która cztery dni później ma przesłać do Brukseli formalny wniosek o chęci wyjścia z UE. Właśnie kontekst Brexitu, w połączeniu z innymi gnębiącymi wspólnotę kryzysami, skłonił przywódców do przygotowania deklaracji rzymskiej. Ma ona nie tylko docenić bezprecedensowy sukces integracji europejskiej, ale też pokazać, że siła tkwi w jedności, której nie osłabi odejście jednego z państw. To dlatego mimo trwającej od kilku miesięcy debaty o wielu prędkościach, w dwustronicowej deklaracji nie znajdzie się to sformułowanie. A sam zapis o możliwości tworzenia mniejszych kręgów integracji będzie ogólny.
– Będziemy działać razem, w różnym tempie i z różną intensywnością tam, gdzie to konieczne, podążając jednak w tym samym kierunku, tak jak działo się to w przeszłości zgodnie z unijnymi traktatami i zostawiając drzwi otwarte dla tych, którzy chcieliby dołączyć później – brzmi kluczowe zdanie z projektu deklaracji.
Zapis był w trakcie prac nad dokumentem rozwadniany, podobnie jak inne jego punkty. Celem bowiem jest pokaz jedności.
– Nie będzie to ani punkt zwrotny, ani milowy krok w historii UE. Celem jest jedność, co oznacza, że treść deklaracji jest bardzo ogólna. Ale i to jest dziś wartością – mówi „Rzeczpospolitej" Janis Emmanouilidis, ekspert European Policy Centre.
Jak nieoficjalnie się dowiadujemy, ten pokaz jedności nie jest raczej zagrożony, mimo twardych słów płynących z Warszawy.