"Rzeczpospolita": W sobotę w kilku rosyjskich miastach odbyły się wielotysięczne antyrządowe protesty. To chyba sygnał, że wielu w Rosji nie popiera Władimira Putina?
Siergiej Mitrochin: Na ulice wyszli przeważnie młodzi ludzie, którzy nie głosowali w wyborach i całkowicie je zignorowali. Opozycja w Rosji byłaby mocniejsza, gdyby młodzież poszła jednak do urn i dokonała wyboru. Wtedy protesty miałyby większy sens, a Putin nie wygrałby z takim wynikiem.
Ale młodzi ludzie w Rosji często mówią, że nie idą na wybory, ponieważ nie mają wpływu na ich wynik.
Te protesty też nie mają żadnego wpływu na sytuację w kraju, nic nie wnoszą. Protestować trzeba, ale jeżeli temu towarzyszy działalność polityczna. Wybory to najlepsza okazja do demonstracji takiej działalności.
Na czele tych protestów stoi Aleksiej Nawalny, a jego kandydatury nie dopuszczono w wyborach w Rosji. Dlatego nawoływał do bojkotu.