Nad Kaplicą Sykstyńską pojawił się 13 marca 2013 roku biały dym. Niedługo potem, kiedy kardynał kamerling Jean-Louis Tauran po formule „Annuntio vobis gaudium magnum: Habemus papam!" wypowiedział nazwisko nowego papieża, stało się wiadome, że Kościół czekają głębokie zmiany. Zaskoczenie było potrójne. Po raz pierwszy w dziejach wybrano papieża z Nowego Świata, po raz pierwszy został nim jezuita i wreszcie zaskoczeniem było przyjęcia imienia Franciszek, co symbolicznie zwiastowało zapowiedź głębokich zmian. Cztery lata papieża Franciszka były niezwykle intensywne. Jednym tchem można wymienić tylko najważniejsze wydarzenia, jak dwukrotne przewodniczenie Dniom Młodzieży, pielgrzymki do Meksyku, USA i Afryki, kanonizację Jana Pawła II i Jana XXIII, wreszcie otwarcie synodu o rodzinie.
O ile pontyfikat Benedykta XVI upłynął w zmierzchu starego ładu światowego zbudowanego po przemianach w 1989 roku, o tyle świat Franciszka stał się zupełnie inny, musi on stawiać czoła zupełnie nowym problemom, przede wszystkim pogłębiającym się, rozproszonym konfliktom zbrojnym na świecie, przemocy wobec chrześcijan w krajach muzułmańskich, problemowi migracji czy kryzysowi humanitarnemu na Bliskim Wschodzie. Jednocześnie nowy papież rozpoczął reformę Kurii Rzymskiej oraz przebudowę polityki wschodniej Watykanu.
Selfie, Twitter i fiat 500
Po czterech latach pontyfikatu można nazwać Franciszka papieżem czasów chaosu, starającym się znaleźć busolę dla innego, nieznanego wcześniej świata. Niezależnie od skrajnie różnych ocen czterech lat pontyfikatu jedno pozostaje rzeczą pewną: papież rozpoczął w Kościele proces wprowadzania zmian.
Franciszek ma osobowość niedającą się wpisać w schemat dwóch wielkich poprzedników. W ciągu czterech lat wielokrotnie i nierzadko na siłę próbowano porównać Franciszka z Janem Pawłem II i Benedyktem XVI, niczym na wydawanych w Rzymie pocztówkach ze zdjęciami tre papi. Tymczasem Jorge Mario Bergoglio wstąpił na tron papieski z odmienną od poprzedników formacją, temperamentem i doświadczeniem. W przeciwieństwie do Wojtyły nie jest papieżem-prorokiem czy papieżem nadziei wielkiej przemiany. Odległy jest również od profilu Ratzingera: papieża-teologa. Nie musiał również, jak jego poprzednicy, doświadczać i zmagać się z totalitaryzmami, co wyraża się na przykład odmiennym podejściem do spraw teologii wyzwolenia. Z poprzednikiem łączy go jednak silne dążenie powrotu do źródeł chrześcijaństwa: Benedykt upatrywał go w odnowie dbałości o liturgię i teologię. Franciszek natomiast odczytuje źródła chrześcijaństwa w powrocie do aktów miłosierdzia w stosunku do ubogich, ofiar wojen czy nadużyć seksualnych. Podobieństw obecnego Pontifexa do innych papieży należałoby zatem szukać w dalszej przeszłości, w postaciach Piusa XII i Jana XXIII.
Okoliczności pontyfikatu Franciszka w pewnym sensie bliskie są tym, w jakich znalazł się Pius XII. Jego intensywne wysiłki wzywające do pokoju na świecie niewiele pomogły, papież pozostał bezsilnym świadkiem wojennej hekatomby. Franciszka można by też porównać do Jana XXIII, który rozpoczynając sobór, zdawał sobie sprawę, że zmiana zakończy się dopiero po jego odejściu, a on sam musi jedynie wykonać pierwszy krok w odnowie Kościoła.