Joseph S. Nye: Siłą Polski jest jej historia

Joseph S. Nye, amerykański politolog i twórca pojęcia soft power: Myślę, że nieufność wobec Rosji może nawet w USA Polsce pomóc. Amerykanów też niepokoi agresywna polityka Rosji i rozumieją, że ostrożność Polaków wynika z długiego polsko-rosyjskiego sąsiedztwa.

Aktualizacja: 20.03.2016 06:09 Publikacja: 18.03.2016 00:00

Pierwszy „pomnik katyński” na otwartej przestrzeni stanął w Stanach Zjednoczonych w roku 1991 – i dziś przestrzega przed Sowietami mieszkańców New Jersey

Foto: Fotorzepa

"Plus Minus": Jak dziś postrzega się Polskę w USA?

Joseph S. Nye, amerykański politolog i twórca pojęcia soft power: Amerykanie są do Polski bardzo pozytywnie nastawieni. Częściowo wynika to oczywiście z faktu, że wielu Amerykanów ma polskie korzenie, ale przecież nie tylko. Polska kojarzy się po prostu z sukcesem: z rosnącą i modernizowaną gospodarką, z otwartością i ze zdolnością przeprowadzania demokratycznych zmian w polityce. To wszystko składa się na ogólnie dobrą opinię.

W ubiegłorocznym rankingu londyńskiej firmy doradczej Portland Communications, w którym wyróżniono soft power 30 państw świata, znaleźliśmy się na 24. miejscu. Z państw – nazwijmy to – środkowoeuropejskich oprócz Polski w trzydziestce zmieściły się także Czechy. Czy jesteśmy aż tak atrakcyjni?

Zarówno Polska, jak i Czechy mają piękną historyczną kartę z czasów zimnej wojny i to czyni je w oczach międzynarodowej opinii atrakcyjnymi. Spośród innych krajów w Europie Środkowej, które przecież też mają dziś swoje godne podziwu osiągnięcia, właśnie Polska i Czechy wyróżniły się upartym dążeniem do wolności. Wystarczy wspomnieć praską wiosnę z 1968 roku i nieustające próby zmniejszenia zależności Polaków od ZSRR. Dziwi mnie jedynie to, że na liście nie znalazły się Węgry, choć oczywiście autorzy rankingu mają prawo do swoich ocen.

Ukuł pan określenie „soft power" na początku lat 90., kiedy pisał pan książkę na temat przywództwa USA, a dziś już nikt, nawet były przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Hu Jintao, nie wyobraża sobie osiągania zamierzonych celów w polityce zagranicznej bez wzmacniania miękkiej siły. Czy to naprawdę tak działa?

Soft power jest tylko jednym z przejawów siły, a siła w polityce polega na zdolności przekonania innych, żeby robili to, czego chcemy. Można to osiągnąć na trzy sposoby: kijem, czyli przymusem, który w polityce wiąże się z siłą wojskową („hard power"), marchewką, inaczej mówiąc pieniędzmi, albo przez perswazję, wspartą kulturą i historią, która sprawia, że inni chcą dokładnie tego, co my. To ostatnie to właśnie soft power. Warto jednak pamiętać, że miękka siła nie wystarcza do osiągania celów. Twarde argumenty wojskowe czy ekonomiczne są niezbędne, chociaż poleganie wyłącznie na hard power (twardej sile) jest bardzo kosztowne.

Powiedział pan kiedyś, że w czasie I wojny światowej, kiedy USA zdecydowały się ostatecznie stanąć po stronie Anglików, stało się tak m.in. dlatego, że brytyjskość wydawała się Amerykanom atrakcyjna. Czy kraje postkomunistyczne, przez kilkadziesiąt lat wyłączone z międzynarodowej wymiany intelektualnej i kulturalnej, mogą się stać równie interesujące?

Akurat Polska, na tle Europy Wschodniej, całkiem dobrze sobie dotąd radziła, przekuwając sukcesy gospodarcze w soft power, a to ma dużą siłę przyciągania. Ostatnio, niedługo po wyborach, pojawiło się trochę wątpliwości, czy Polska nie idzie aby drogą premiera Węgier Viktora Orbána i czy nowy rząd nie zagraża wolności prasy i nie ogranicza wolności słowa. Te podejrzenia mogą być oczywiście przesadzone, ale gdyby tak było, naruszyłoby to mocno polską miękką siłę, dokładnie tak, jak miało to miejsce w przypadku Węgier.

Część medialnych doniesień na temat sytuacji w Polsce jest według mnie nierzetelna. Mówię to jako dziennikarz.

Dziękuję za tę opinię, tym bardziej że wygłasza ją człowiek mediów. Nie jestem ekspertem w sprawach Polski i Europy Wschodniej i nie wiem, czy w Polsce rzeczywiście istnieje jakieś zagrożenie wolności. To, co obecnie pisze się o polskiej polityce, innymi słowy o waszej soft power, nie jest być może ścisłe, ale chciałem wspomnieć o doniesieniach amerykańskich mediów, ponieważ one mogą Polsce zaszkodzić. Gdyby mnie ktoś zapytał, jak dbać o polską atrakcyjność, powiedziałbym, że trzeba na tę sprawę uważać.

To znaczy?

Im bardziej rzetelne są informacje w międzynarodowym obiegu, tym lepiej. Morał z tej historii jest taki, że polska dyplomacja publiczna powinna zadbać o to, żeby w tym obiegu znalazła się prawdziwa i wiarygodna narracja na temat Polski. Nie mówię oczywiście o propagandzie, ale o prawdzie na temat tego, co się dzieje w Polsce.

Czy kraje takie jak Polska powinny iść na przykład śladem chwalonej przez wszystkich analityków Korei Południowej?

Polska wypracowała całkiem spory kapitał miękkiej siły, szczególnie z punktu widzenia Ameryki Północnej, dzięki reputacji kraju stającego zawsze po stronie wolności i niepodległości. W tej chwili najważniejsze jest to, żeby tę reputację, także otwartości na konkurencję i krytykę, utrzymać.

Walka o niepodległość oznaczała najczęściej w naszej historii konflikt z Rosją. Zachodni politycy często krytykują nieufność Polski do Rosji. Czy to szkodzi naszej polityce zagranicznej?

Na pewno nie w opinii Amerykanów. Myślę, że nieufność wobec Rosji może nawet w USA Polsce pomóc. Amerykanów też niepokoi agresywna polityka Rosji i rozumieją, że ostrożność Polaków wynika z długiego polsko-rosyjskiego sąsiedztwa. Wielokrotnie cierpieliście z powodu rosyjskiej polityki. Dlatego myślę, że akurat takie podejście Polski do Rosji może być wręcz pomocne w tworzeniu soft power. Mówię oczywiście o amerykańskim spojrzeniu, bo inaczej może to wyglądać z punktu widzenia Niemiec, które są bardziej zainteresowane zbliżeniem z Rosją.

Niemcy są również zainteresowane napływem imigrantów, co nie wszystkim, m.in. w Polsce, się podoba. Tymczasem znalazłam na pana koncie na Twitterze pochwałę polityki kanclerz Merkel, właśnie z punktu widzenia wzmacniania niemieckiej soft power. Dlaczego pan tak uważa?

Wielu Amerykanów miało wrażenie, że Europa odwróciła się plecami do kryzysu imigracyjnego, z jakim się zmaga w wyniku przede wszystkim wojny domowej w Syrii. W USA i innych krajach świata żywo komentowano na przykład przypadek małego chłopca kurdyjskiego pochodzenia, który utonął u brzegów Europy. Pojawiła się opinia, że to przykład zatwardziałości serca Europejczyków. Dlatego kiedy niedługo potem kanclerz Merkel ogłosiła, że Niemcy się z tym problemem zmierzą, przekonała wielu komentatorów w USA do tego, że jej kraj chce zamienić swój stary wizerunek z czasów drugiej wojny światowej na reputację państwa, które troszczy się o uchodźców i myśli o swoich międzynarodowych powinnościach. Oczywiście nie jest to takie proste. Wszystko zależy od skali napływu uchodźców i procedur, które zostaną wprowadzone. Zbyt potężny i zbyt szybki napływ imigrantów spowoduje masowe protesty, z którymi już mamy do czynienia w Europie. Dlatego coś, co latem było szlachetnym oświadczeniem kanclerz Merkel, może dziś zagrozić porozumieniu z Schengen.

Miękka siła przypomina więc broń. I to obosieczną!

Posługując się soft power, trzeba być ostrożnym, bo – jak w przypadku każdej siły – można jej użyć niewłaściwie.

Czy fakt, że Polska nie jest już państwem wielonarodowym, może się stać naszym atutem?

Polacy są z pewnością z tego zadowoleni, ale dla krajów takich jak USA, Australia czy Kanada, tradycyjnie opartych na imigracji, bardziej atrakcyjne są te państwa, które chętnie przyjmują obcokrajowców i oferują im możliwość integracji. Inaczej mówiąc, otwarcie na imigrantów i różnorodność budują soft power, bo jeśli nawet USA czasem narzekają na kolejne fale przybyszów, to jednak potrafią ich wprowadzić do społeczeństwa i zaoferować im możliwość odniesienia ekonomicznego i politycznego sukcesu. Tymczasem społeczeństwa homogeniczne mają z przyjęciem obcokrajowców znacznie większe problemy, robią to niechętnie, dlatego są postrzegane jako mniej atrakcyjne. Spójrzmy na Japonię, której społeczeństwo jest bardzo jednolite i opiera się imigracji. Z perspektywy innych krajów azjatyckich Japończycy blokują wzrost swojej soft power.

Mimo to Japonia znalazła się na ósmym miejscu we wspomnianym wcześniej rankingu. Najlepsza okazała się Wielka Brytania. Dlaczego?

Bogactwem Wielkiej Brytanii są czasy imperium. Jej tradycje, instytucje, język czy wreszcie parlament stały się wzorem dla wielu krajów, które kiedyś były częścią imperium. Silne więzi z państwami Commonwealthu, czyli wspólnoty dawnych brytyjskich dominiów, istnieją do dziś. Poza tym można w to wierzyć lub nie, ale brytyjska monarchia też jest sporym zasobem soft power. Rodzina królewska przyciąga przecież uwagę całego świata. Tego typu historycznych atutów nie mają ani Polska, ani Czechy. Istnieją też inne przyczyny międzynarodowej atrakcyjności Wielkiej Brytanii. W dziedzinie przekazywania narracji, a w czasach inflacji informacji trwa ciągła rywalizacja pod tym względem, Brytyjczycy mają BBC, a także rozsiane po świecie instytuty British Council i oczywiście dyplomację.

Co uważa pan za najważniejszy atut Anglików?

Wielka Brytania jest tradycyjnie ośrodkiem otwartej wymiany myśli i informacji. Brytyjska prasa jest może czasem krnąbrna, ale słynie ze swojej niekwestionowanej wolności. To ta cecha, plus oczywiście język angielski, którym mówi cały świat, tworzą z Wielkiej Brytanii komunikacyjne centrum.

Czy nie decydują o tym także pieniądze? Chiny wydają na zewnętrzny PR 10 miliardów dolarów rocznie.

Wiele krajów inwestuje w soft power, ale jeśli takie propagandowe starania są sprzeczne z codzienną praktyką polityczną, są to pieniądze wyrzucone. W propagandowy przekaz nikt nie uwierzy. Nie tylko Chiny mają z tym kłopot. Rosja też nie radzi sobie ze wzmocnieniem swojej miękkiej siły. Wydaje mnóstwo pieniędzy na telewizję Russia Today, ale z punktu widzenia jej międzynarodowego wizerunku płynie z tego niewielki pożytek. Wszyscy wiedzą, że RT jest medium propagandowym.

Czy w takim razie tzw. cyfrowa dyplomacja jest dobrą inwestycją?

Absolutnie tak. Jeśli ma się ambicje odgrywania roli centrum komunikacyjnego i przyciągania uwagi innych społeczeństw swoją narracją – a uwaga jest dziś towarem deficytowym – trzeba być obecnym w świecie cyfrowym i wyprzedzać innych. Oczywiście tego typu narzędzia w rękach zawodowych dyplomatów są skuteczne tylko wtedy, jeśli kraj, który się nimi posługuje, słynie z wolności w internecie i otwartości na krytykę. Inaczej mówiąc, ma dobrą reputację i jest wiarygodny. Dlatego obecność w sieci nie wzmacnia na przykład międzynarodowej pozycji Chin, i to mimo że liczba użytkowników internetu w Chinach gwałtownie rośnie. Wiadomo przecież, iż chińskie władze cenzurują sieć. Niektórzy mówią nawet o wielkim chińskim murze.

Na jakie wartości powinna postawić w tej chwili Polska, żeby bardziej skutecznie docierać ze swoim przekazem do zagranicznej opinii publicznej?

Polska jest krajem położonym w bardzo trudnym geograficznie miejscu, gdzie nie chroni jej żaden Kanał Angielski. W swojej długiej historii nieraz walczyła o niepodległość i tak jest kojarzona w świecie. Powtarzam, to bogate źródło, z którego można czerpać miękką siłę. Warto się tego trzymać.

—rozmawiała Anna Gwozdowska

Joseph S. Nye, amerykański politolog, profesor Uniwersytetu Harvarda, twórca pojęć „soft power" i „smart power" w stosunkach międzynarodowych, od 2014 roku jeden z niezależnych doradców sekretarza stanu Johna Kerry'ego w sprawach polityki międzynarodowej, w ub. roku opublikował książkę pt. „Is the American Century Over?" (Czy to koniec amerykańskiego stulecia?), w której przekonuje, że USA nie stracą dominującej pozycji w świecie

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Plus Minus
„Rys”: Słowa, które mają swój ciężar
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10