W nowej roli Luigi Di Maio odnajduje się coraz lepiej. Granatowa marynarka, starannie dobrany krawat, fryzura bez zarzutu. No i żadnych przekleństw! 31–letni kandydat Ruchu Pięciu Gwiazd niemal nie wyróżnia się na spotkaniach z wielkim biznesem organizowanych w ostatnich tygodniach w Mediolanie, Londynie, Nowym Jorku czy Waszyngtonie. Tak, jakby nie chodziło o polityka, który, jeśli wygra wybory 4 marca i zostanie premierem Włoch, może rozsadzić Unię Europejską.
– Chcemy zlikwidować 400 bezużytecznych ustaw, które krępują rozwój Włoch. Obniżymy też podatek od zysku firm – odpowiada spokojnym, pewnym głosem na pytania, jak zamierza wreszcie wyrwać gospodarkę kraju z trwającego 40 lat marazmu. – Nie, nie będziemy organizowali referendum w sprawie wyjścia ze strefy euro. To jest już tylko nasz plan B na wypadek, gdyby negocjacje z Brukselą w sprawie poluzowania restrykcji budżetowych się nie powiodły – uspokaja bankierów.