Siergiej w wyborach prezydenckich 18 marca głosować nie będzie. Nigdy zresztą nie głosował. – To niczego nie zmieni – mówi 25-latek zmęczonym głosem.
Dochodzi 23:00, chłopak od 15 godzin jest na nogach, obsługuje klientów w specjalizującej się w rosyjskich daniach sieci szybkiej obsługi Tieriemok przy Zagorodnym Prospekcie w centrum Sankt Petersburga. – Cel mam jeden: wyjechać do Niemiec. Na to odkładam. Pracuję trzy dni z rzędu, a potem mam jeden dzień wolnego, wtedy odsypiam. Nie mam czasu na znajomych, a tym bardziej na politykę – tłumaczy.
W Tieriemoku, jeśli się postarać, można zarobić nawet 65 tys. rubli miesięcznie, to odpowiednik 4 tys. zł. Przy cenach, które w metropolii nad Newą są porównywalne do warszawskich, nie jest to zła pensja. Ale Siergiej chce jak najszybciej wyjechać z kraju Putina, więc zaciska pasa. – Mieszkam w komunałce w Parnasie, na obrzeżach miasta. Jest nas sześciu, każdy ma pokój, ale łazienka i kuchnia są wspólne. To ciemne mieszkanie, nie jest przyjemnie. Płacę 12 tys. rubli czynszu miesięcznie, plus 2 tys. za usługi – opowiada.
Chłopak przyjechał do Petersburga cztery lata temu z Uljanowska, 600-tysięcznego miasta nad Wołgą, gdzie skończył studia ekonomiczne. W stosunku do Petersburga to inny świat, prawdziwa Rosja. – W Uljanowsku ludzie zarabiają 10–15 tys. rubli miesięcznie. W nocy jest ciemno, nic się nie dzieje. No i nie jest bezpiecznie, bo skoro nie ma zagranicznych turystów, policja nie musi się starać. Kiedy zmarła moja babcia i dostałem po niej spadek, 390 tys. rubli, postanowiłem tu przyjechać – mówi.
Wiarygodna czy idiotka
Dla wielu Rosjan rządy Władimira Putina kojarzą się ze stabilnością po chaosie epoki Borysa Jelcyna, gdy większość wspólnego majątku rozkradli oligarchowie. Jednak kiedy załamały się ceny ropy, Zachód wprowadził sankcje za zajęcie Krymu i uderzył kryzys, ta stabilność stanęła pod znakiem zapytania. W ciągu czterech lat kurs rubla do dolara, tradycyjny wyznacznik kondycji gospodarczej kraju, spadł o połowę. Także Siergiej, który zaufał propagandzie Kremla i nie zamienił na czas spadku na twardą walutę, stracił połowę tego, co otrzymał po babci. – Pracowałem w wielu miejscach, także w bankach. Ale w Rosji bez znajomości nie awansujesz. A moja mama jest farmaceutką, i to z Uljanowska. Dlatego nie mogła mi pomóc dostać dobrej pracy w banku w Petersburgu. Wylądowałem w Tieriemoku, tu mogę zarobić znacznie więcej – dodaje.