Na poniedziałkową uchwałę Naczelnego Sądu Administracyjnego niecierpliwie czekała cała branża gier, zwłaszcza firmy, które zostały ukarane za prowadzenie gier na automatach poza kasynami. Liczyły, że szala zwycięstwa w NSA, po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, co do skutków braku notyfikacji przez Polskę przepisów hazardowych przechyli się na ich stronę. Nadzieje okazały się płonne.
Całe zamieszanie ma związek z pośpiesznie uchwaloną w 2009 r. tzw. ustawą hazardową, która dała podstawę do karania tych, którzy oferowali automaty do gier poza kasynami. Właściciele tzw. jednorękich bandytów z osiedlowych sklepików czy barów byli masowo karani przez celników.
Kolejny zwrot nastąpił po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE (C-213/11,C-214/11 i C-217/11). Trybunał uznał w nim, że przepisy krajowe, które mogą powodować ograniczenie, a nawet stopniowe uniemożliwienie prowadzenia gier na automatach o niskich wygranych poza kasynami i salonami gry, są potencjalnie „przepisami technicznymi". Ich projekt powinien więc zostać przekazany Komisji. Zastrzegł jednak, że to ustalenie należy do sądu krajowego. Sam za przepis techniczny uznał tylko art. 14 ust. 1 ustawy o grach hazardowych.
Po takim rozstrzygnięciu sprawy ukaranych zaczęły wracać na wokandy. Część składów orzekała na korzyść ukaranych, inne odmawiały im racji. Żeby ostatecznie przeciąć spór, prezes NSA wystąpił o podjęcie uchwały.
Ukarani nie będą jednak nią zachwyceni. Siedmioosobowy skład NSA uznał bowiem, że art. 89 ust. 1 pkt 2 ustawy o grach hazardowych nie jest przepisem technicznym, którego projekt powinien być przekazany Komisji Europejskiej. Tym samym może stanowić podstawę wymierzenia kary za naruszenie przepisów ustawy o grach hazardowych. Przy czym w ocenie sędziów dla ukarania za urządzanie gier na automatach poza kasynami nie ma znaczenia brak notyfikacji oraz techniczny charakter art. 14 ust. 1.