Dla oceny ważności głosowania nad budżetem drugorzędne znaczenie ma ustalenie, jak dalece główni aktorzy piątkowego zamieszania w sali plenarnej Sejmu naruszyli sejmowe standardy (chodzi o zachowanie posła Michała Szczerby czy wykluczenie go z obrad przez marszałka), gdyż takie przypadki już się zdarzały.
Większe znaczenie ma fakt blokowania przez posłów opozycji mównicy sejmowej, co jest niewątpliwie naruszeniem przepisów. Najważniejsze dla ważności ustawy jest to, czy w drugiej części trzeciego czytania nad budżetem dochowano podstawowych standardów legislacyjnych. Istotne jest też oczywiście, jaki organ może orzec wiążąco ewentualne naruszenie.
Obrady Sejmu poza salą plenarną, właśnie w Sali Kolumnowej, już wcześniej miały miejsce. Z kolei zgodnie z art. 188 ust. 3 regulaminu Sejmu w razie niemożności głosowania przy wykorzystaniu urządzenia do liczenia głosów, marszałek może zarządzić głosowanie przez podniesienie ręki i obliczenie głosów przez sekretarzy. I tak się stało.
Pojawiają się zarzuty, że nie ma pewności co do kworum, a zatem czy było co najmniej 230 głosujących. Według wyników ogłaszanych bezpośrednio po głosowaniach przez marszałka w głosowaniu nad budżetem wzięło udział 236 posłów: za jego uchwaleniem było 234, przeciw dwóch, nikt się nie wstrzymał.
Obrady były transmitowane, więc zastrzeżenia co do ograniczenia jawności posiedzenia czy dostępu mediów do sali mają drugorzędne znaczenie (choć obraz z kamery nie obejmował całej sali). Każdy, kto miał włączony telewizor, wiedział, że obrady mają być przeniesione do Sali Kolumnowej, musieli też o tym wiedzieć posłowie opozycji, kilku z nich było zresztą w nowej sali, choć nie oddali głosu. A ponieważ Sala Kolumnowa odbiega standardem od plenarnej, pewne niedogodności techniczne dla posłów czy prasy są oczywiste.