Prezydencki projekt ustawy do powyższego problemu się nie odnosi. Jak już wspomnieliśmy, proponowana ochrona konsumenta ograniczona została do zagadnienia spreadów walutowych. Faktycznie w przypadku kredytów złotowych waloryzowanych kursem waluty obcej spready rozumiane jako różnica pomiędzy kursem kupna waluty obcej a kursem sprzedaży tej waluty ogłaszanym przez bank w tabeli kursów nie mogą być uznane za świadczenie bankowi należne. Z uwagi na to, że waluta obca stanowiła jedynie miernik wartości na potrzeby waloryzacji, a żaden z kredytobiorców będących stroną umowy o kredyt waloryzowany kursem waluty obcej, nigdy tej obcej waluty nie otrzymał. W konstrukcji klauzuli waloryzacyjnej spread (będący w istocie wynagrodzeniem za wymianę waluty) nie znajduje żadnego uzasadnienia. Jest ukrytą prowizją, której nie odpowiada żadne świadczenie banku na rzecz kredytobiorcy. Z tego powodu zgodzić się należy ze stwierdzoną przez ustawodawcę niedopuszczalnością spreadów w tego typu umowach kredytowych, co zostało już dokonane w tzw. ustawie antyspreadowej (ustawa z 29 lipca 2011 r. o zmianie ustawy – Prawo bankowe oraz niektórych innych ustaw).
Twórcy obecnego projektu ustawy, negując zasadność pobierania przez banki spreadów, jednocześnie dopuszczają ich stosowanie pod warunkiem, że spread określony jest „w godziwej relacji do wysokości spreadów, jakie są pobierane w praktyce bankowej", wskazując jako godziwy kurs kupna/sprzedaży waluty ogłoszony przez NBP + 0,5 proc.
Przyjęcie, że spready były niedopuszczalne przy jednoczesnym ustawowym przyzwoleniu na ich stosowanie ze wskazaniem relacji „godziwej" do praktyki banków jest trudne do akceptacji, szczególnie biorąc pod uwagę, iż koronnym argumentem przeciwko stosowaniu spreadów jest teza o braku ekwiwalentnego świadczenia po stronie banków, czyli po prostu stwierdzenie, że bank bierze w postaci spreadu opłatę, nie dając w zamian żadnego świadczenia na rzecz kredytobiorcy.
Niefortunne definicje
Poważne wątpliwości nasuwają definicje sformułowane w projekcie ustawy. Art. 2 punkt 2) wprowadza niefortunną definicję konsumenta. Zgodnie z projektowanym przepisem za konsumenta uważa się: konsumenta w rozumieniu przepisów kodeksu cywilnego oraz tzw. mikroprzedsiębiorców, którzy zaciągnęli kredyt hipoteczny w ramach prowadzonej działalności gospodarczej i dopiero tak zaciągniętego kredytu nie amortyzowali. Definicja ta może w przyszłości działać na niekorzyść konsumentów, którzy np. zaciągnęli kredyt na mieszkanie, zamieszkują w tym mieszkaniu, a jednocześnie prowadzą działalność gospodarczą, zaś jako adres głównego miejsca prowadzenia przez nich działalności wskazany jest ich adres zamieszkania (czyli adres kredytowanej nieruchomości). Przypomnijmy, że konsumencki status tych osób fizycznych dostatecznie potwierdza definicja konsumenta zawarta w kodeksie cywilnym.
Wadliwie skonstruowane zostały definicje kredytu denominowanego i indeksowanego, zawarte w art. 2 pkt 4) i 5) projektowanej ustawy. Oba kredyty często błędnie określane są jako walutowe, podczas gdy faktycznie kredyty te są udzielane (wypłacane) w złotych polskich. Nie może więc ostać się definicja, zgodnie z którą kredyt denominowany jest kredytem udzielonym w walucie obcej (a wypłaconym w walucie polskiej), zaś kredyt indeksowany to kredyt waloryzowany kursem waluty obcej. Jedyną różnicą pomiędzy kredytem denominowanym a kredytem indeksowanym jest to, że wysokość kredytu w pierwszym z nich określona jest w walucie obcej. Oba więc są kredytami w złotych polskich waloryzowanymi kursem waluty obcej.
Rozwiązania przyjęte w omawianym projekcie ustawy mogą budzić wątpliwości prawne z uwagi na nierówne traktowanie poszkodowanych przez banki kredytobiorców poprzez wprowadzanie uznaniowych kryteriów (jak np. ograniczenie kwoty, co do której może nastąpić ustawowa korekta spreadów do 350 tys. zł). Nasuwa się pytanie, czy z ograniczeń kwotowych wynika, że od wyższych kredytów spready naliczane były bardziej godziwie?