W artykule „Kredyty walutowe: rzecznik finansowy – urzędnik czy sędzia" („Rzeczpospolita" z 26 lipca 2016 r.) adwokat Tomasz Ostrowski podjął polemikę ze stanowiskiem rzecznika finansowego wyrażonym w jego raporcie dotyczącym zawieranych z konsumentami umów kredytów indeksowanych do kursu waluty obcej i denominowanych w walucie obcej.
Mecenas Ostrowski nie zgadza się ze stanowiskiem rzecznika, do czego ma pełne prawo. Niezrozumiałe jest natomiast, dlaczego odmawia rzecznikowi finansowemu prawa do zajęcia stanowiska w sprawie kredytów waloryzowanych w stosunku do kursu waluty obcej, która z całkiem oczywistych względów powinna się znajdować w kręgu jego zainteresowania.
Prawo do dyskusji
Argumenty zaprezentowane przez mec. Ostrowskiego wydają się w większym stopniu wynikać z emocji niż przemyśleń. W szczególności trudno uznać za trafny zarzut, jakoby rzecznik, publikując swój raport, uzurpował sobie kompetencje przysługujące wyłącznie sądom. Do kompetencji sądów cywilnych – bo te wchodzić tu mogą w rachubę – należy rozstrzyganie, w formie wiążących orzeczeń, sporów cywilnych pomiędzy konkretnie oznaczonymi stronami. Do zadań sądów nie należy publikowanie raportów ani teoretycznych analiz dotyczących obrotu prawnego – takich jak raport rzecznika finansowego.
Raport nie jest orzeczeniem, które w sposób wiążący strony rozstrzygałoby spór cywilnoprawny. Nie ma zatem żadnych podstaw, aby twierdzić, że rzecznik, przedstawiając swe poglądy, wdarł się w kompetencję sądu. Rzecznik finansowy nie sprawuje w żadnej formie kontroli nad sądami ani nie jest ich zwierzchnikiem nawet na płaszczyźnie administracyjnej, nie można zatem uznać wyrażanych przez niego poglądów za próbę wpływania na wymiar sprawiedliwości.
Tak samo bezzasadny jest zarzut „psucia prawa" przez rzecznika finansowego. Rzecznik nie ustanawia żadnych aktów prawnych i chociażby z tego względu nie może „psuć prawa".