Hakerzy to jednak przestępcy, rosyjscy – dodatkowo agenci służb, a Rosja to od dawna wielki rywal USA. Ostatnio na tyle silny, by szkodzić amerykańskim interesom na świecie. Jak wiemy od momentu ogłoszenia wyników wyborów, Amerykanie mu jednak darowali.
Teraz wiemy też, że historia poważnych oczekiwań ekipy Trumpa wobec Rosjan jest dłuższa. Tak można interpretować treść ujawnionych właśnie mejli, które pisał już na początku czerwca 2016 roku syn dzisiejszego prezydenta, też Donald. Liczył na odnalezienia haków na Clinton.
Afera dotycząca rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory rozkręca się z dnia na dzień. Trump będzie teraz musiał zwalczać zarzuty, że to on sam wystąpił o tę ingerencję. Jeżeli to się nie uda, trudno będzie uniknąć impeachmentu. A teza, że poczta elektroniczna odgrywa główną rolę w polityce najważniejszego państwa świata, uzyska ponure potwierdzenie.
Afera, zachowanie Trumpa i jego rodziny oraz jego licznych przeciwników osłabiają Amerykę. To niedobrze dla całego Zachodu, niezależnie od oceny obecnego prezydenta USA. Wielkie zamieszanie w Waszyngtonie ma jednak dobrą stronę z punktu widzenia Polski: dystans wobec Moskwy, który prezydent Trump musi teraz wykazywać, by zneutralizować zarzuty o prorosyjskość. Obóz antytrumpowy za wielkie zagrożenie dla cywilizowanego świata uznaje teraz Rosję, przygląda się bacznie jej działaniom i krytycznie je komentuje.
Cynicznie rzecz ujmując, apel do putinowskich hakerów może nam wyjść na dobre także wtedy, gdy Trump zostanie odsunięty od władzy. Zastąpi go wiceprezydent Mike Pence, który, jak się wydaje, jest tradycyjnym republikaninem i ma zdrowe podejście do Moskwy.