To znak, że spór o sądownictwo wejdzie w jeszcze ostrzejszą fazę. Ministerstwo Sprawiedliwości już oświadczyło, że uchwały SN nie mają mocy wiążącej, i można sobie wyobrazić, że 4 lipca sędziowie nie będą wpuszczeni do budynku, ich przepustki przestaną działać. Nie znaczy to, że PiS pozbędzie się problemu. Niewykluczone, że szykuje się scenariusz podobny do tego w Trybunale Konstytucyjnym: nowi sędziowie zostaną okrzyknięci „dublerami", a ich uchwały będą kwestionowane.
Czytaj także: Sędziowie jednogłośnie za pierwszą prezes
Siła tego sporu jest jednak większa – konflikt o TK nie wykraczał poza granice. Dziś problem praworządności stał się znakiem rozpoznawczym Polski na świecie. Otoczenie międzynarodowe jest w tej sprawie jednoznacznie krytyczne. A komisarz Timmermans zyskuje mocny argument, by kontynuować procedurę ochrony praworządności, próbując jednocześnie prewencyjnie zablokować działanie nowej ustawy o SN przed Trybunałem w Luksemburgu. Podobnie było ze sporem o wycinkę w Puszczy Białowieskiej. Jeżeli unijny sąd uzna wniosek Brukseli, to rząd będzie musiał honorować tę decyzję. Do tego zobowiązuje go członkostwo w UE.
Trudno zrozumieć, dlaczego PiS z uporem dąży do zaognienia konfliktu na wewnętrznym i unijnym podwórku. Zwłaszcza że politycy prawicy zdają sobie sprawę, że nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia dla odsyłania kilkudziesięciu sędziów na wcześniejsze emerytury i że nie zagrażają oni reformom. PiS w środę błyskawicznie przeciął spór z Izraelem i USA, uchwalając zmiany w ustawie o IPN. Jarosław Kaczyński kierował się rachunkiem zysków i strat. Refleksja, że można więcej stracić, niż zyskać, z opóźnieniem, ale jednak się pojawiła. Szkoda, że dla ułożenia stosunków z głównymi partnerami na świecie PiS nie zdobył się na taki ruch w sprawie SN. ©?