Do grona poszukiwaczy rozwiązania kwestii przewalutowania kredytów frankowych dołączył ostatnio w publicznym wystąpieniu Stanisław Kluza (rozmowa w „Rzeczpospolitej", 19 kwietnia). Pełniący obecnie obowiązki prezesa Banku Ochrony Środowiska Kluza jest ekonomistą o często oryginalnych, nietuzinkowych poglądach. Cykl jego kariery zawodowej nabrzmiewa wyraźnie w czasach rządów PiS, by później ulec lekkiemu wyciszeniu. Niektórzy ekonomiści już tak mają.
Na czym polega oryginalny wkład Kluzy w dyskusję o kredytach frankowych? Przecież nie na tym, że mówi on o „łączeniu zasad sprawiedliwości społecznej z bezpieczeństwem funkcjonowania gospodarki". To zgrana płyta. Bardziej zgrana niż przypominanie o poszanowaniu kontraktów w państwie prawa i w gospodarce rynkowej. Kluza też – inaczej niż bardziej amatorscy „poszukiwacze dobrych rozwiązań" – nie tyka kwestii kosztów przewalutowania. Uznaje najwyraźniej w tej materii kompetencje organu, którym kiedyś kierował. Raczej słusznie.
Problem z rachunkowością
Oryginalność Kluzy, z grubsza mówiąc, sprowadza się do próby przesunięcia dyskusji na nowy tor. Skoro pozostając przy literze i w duchu międzynarodowych standardów rachunkowości nie da się rozłożyć strat banków na okres wieloletni, to szukajmy sposobów zapisania w bilansach banków nadzwyczajnych przychodów, rekompensujących te jednorazowe straty, co zapobiegnie wpędzeniu sektora bankowego na pole minowe.
Problemów z tą nową jakością w myśleniu o rozwiązaniu kwestii frankowej jest kilka. Pierwszy polega na myleniu wydolności kapitałowej banków z wynikiem operacyjnym. Po przewalutowaniu kredytów frankowych wiele banków wymagałoby dokapitalizowania. Jednorazowe nadzwyczajne przychody nie zwiększają zdolności kapitałowej.
Najważniejsze jest jednak uzyskanie odpowiedzi na pytanie: kto w ogóle ma dostarczyć bankom tych jednorazowych przychodów? Szczerze mówiąc – jest też jeszcze pewien drobny „podproblem" w tej teoretycznej konstrukcji, a mianowicie skala tych nadzwyczajnych przychodów, która musiałaby sięgać wielokrotności rocznych zysków netto sektora. Dla precyzji dodajmy: zysków ostro malejących za sprawą cyklu koniunkturalnego, niskich stóp procentowych i działalności rządu, opodatkowującego dodatkowo banki. Nie jest to bynajmniej sprawa bez znaczenia, z uwagi właśnie na ewentualnych dostarczycieli kapitału, a w ujęciu Kluzy – przychodów.