Unia Europejska działa na podstawie prawa. Kto ma w UE wpływ na kształt i rozumienie prawa, ten rządzi Unią.
Unia opiera się na wartościach wskazanych w art. 2 traktatu o UE, m.in. na demokracji i praworządności. Jednak w swej rzeczywistej konstrukcji nie jest wcale demokratyczna. Jej funkcjonowanie nie mieści się w koncepcji monteskiuszowskiego trójpodziału władzy. W procesie stanowienia prawa unijnego ciągle jeszcze główną rolę odgrywa Rada, a więc organ składający się z przedstawicieli krajowej władzy wykonawczej. Wyłączną inicjatywę legislacyjną posiada Komisja Europejska – organ złożony z międzynarodowych funkcjonariuszy. Parlament Europejski – jedyny organ reprezentujący obywateli UE – niby współtworzy unijne prawo, ale ciągle jeszcze jest w tym procesie proceduralnie słabszy od Rady i Komisji. Również wybory do PE są nie w pełni demokratyczne. Art. 14 ust. 3 traktatu o UE określa je jako wolne, powszechne, bezpośrednie i tajne. Standard demokratyczny polega jednak na tym, że wybory są wolne, powszechne, bezpośrednie, równe i odbywają się w głosowaniu tajnym (vide: opinia Komisji Weneckiej). Wybory do PE nie są równe.
Także do praworządności unijnej można się łatwo doczepić. Na co dzień media pokazują nam przykłady lekceważenia prawa czy nadużywaniea władzy, zarówno po stronie głównych państw UE, jak i brukselskich urzędników. W zamyśle twórców Unii ochroną praworządności miał się zająć Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE). Jednak ten „strażnik traktatów" sam praworządność narusza. Powszechnym zarzutem kierowanym w jego stronę jest przekraczanie granic dopuszczalnej wykładni norm. Zamiast interpretować, często w nadmiernym aktywizmie sędziowskim, zmienia istotę uchwalonego prawa. Próbuje też rozciągać swe kompetencje w obszary wcale mu niepodlegające. Stąd jest z przekąsem nazywany „prawdziwym władcą europejskiego domu".
Jednak naprawdę fundamentalna wada TSUE leży w zupełnie innym miejscu. Jest on bowiem organem, który przy tak olbrzymiej władzy nie posiada nawet odrobiny demokratycznej legitymacji. Nie ma żadnego związku z legislatywą, bo przedstawiciele parlamentów krajowych nie wybierają kandydatów do TSUE. Na jego skład nie ma nawet wpływu Parlament Europejski. Sędziowie są mianowani przez rządy państw członkowskich.
Jest też problem mocy jego wyroków. Bo w czyim imieniu i na jakiej podstawie TSUE rozstrzyga? Robi to w imieniu własnym i w oparciu o zwykłą normę traktatową. Sądy i trybunały krajowe orzekają na podstawie umocowania konstytucyjnego, w imieniu państwa. Jest w tym autorytet narodu i siła demokracji. A przecież wyroki TSUE są (przynajmniej formalnie) wiążące dla podmiotów krajowych, a sam TSUE oczekuje, że prawo tworzone przez Unię i przez niego zinterpretowane, będzie miało pierwszeństwo nawet przed normami konstytucyjnymi państwa członkowskiego.