Tym większe, że obecna ustawa nie przewiduje kolejnego terminu na zgłoszenie kandydatów. W efekcie Sejm będzie musiał najpewniej nowelizować ustawę. Komplikacja może być jeszcze większa, gdyż obowiązująca ustawa wygasza w kwietniu kadencję starej Rady. KRS przestanie zatem funkcjonować.
To najbardziej pesymistyczny scenariusz. Ziści się on, jeżeli do czwartku do marszałka Sejmu nie wpłynie co najmniej 15 sędziowskich kandydatur.
Ich brak tuż przed zamknięciem listy pokazuje, jak zła atmosfera zapanowała wokół KRS. A przecież członkostwo w niej dotychczas było sporą nobilitacją. I wszystko jedno, czy bojkot ten jest efektem osobistych przekonań sędziów czy też groźby środowiskowego ostracyzmu.
Jeżeli ten stan rzeczy się utrzyma, a na listach kandydatów pojawią się – co nie jest wykluczone – jedynie sędziowie z łapanki lub zgłaszani przez radykalnie nastawione do Temidy organizacje, można będzie powiedzieć, że środowisku sędziowskiemu, mimo wielu zdań odrębnych płynących z zewnątrz, udało się utrzymać wewnętrzną jedność wobec kontrowersyjnej reformy. Co wcale nie było takie oczywiste, zważywszy choćby na proces wymiany prezesów i wiceprezesów w sądach w ostatnich miesiącach.
Taka jednomyślność osłabia wymowę reformy sądownictwa. Nie odważyłbym się stawiać tezy, że ludzie, którzy zasiądą w nowej KRS, będą dyspozycyjni wobec władzy. Z pewnością jednak będą musieli dźwigać na swoich barkach ciężar konfliktu, który się rozegrał. Poobijana nowa KRS już na samym początku zmierzy się z ogromnym spadkiem zaufania zarówno samego środowiska sędziowskiego, które ma przecież reprezentować i o którego interesy ma dbać, jak i pewnie części społeczeństwa, która w KRS będzie widziała element przegranego sporu o Polskę. I takie postrzeganie nie zniknie bez względu na to, jak nieskazitelnego charakteru sędziowie zasiądą w nowej Radzie.