Resztki jedzenia, odpady roślinne, jak np. skoszona trwa, liście to odpady, które nie powinny trafiać na składowiska śmieci. Jak najwięcej z nich należy przetwarzać. Dlatego ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach wymaga, by w połowie 2020 roku na składowiska trafiało nie więcej niż 35 proc. takich odpadów w stosunku do ich masy wytworzonej w 1995 roku. Jednak już obecnie prawo zakazuje deponowania na składowiskach odpadów biodegradowalnych, które mają wartość energetyczną powyżej 6 MJ/kg.
Taki wymóg obowiązuje od początku 2016 roku za sprawą w rozporządzenia ministra gospodarki dotyczącego kryteriów dopuszczania odpadów do składowania. I to powoduje nie lada problem, gdyż taki wymóg oznacza, że większość odpadów, które ulegają biodegradacji trzeba jakoś przetworzyć skoro nie można zawieźć na składowisko.
Co prawda można je spalić i odzyskać energię. Jednak w Polsce mało jest spalarni, a ponadto ich budowa pochłania ogrom pieniędzy. Nie musimy jednak wszystkiego palić.
Michał Paca, ekspert gospodarki odpadami i prezes spółki Ziemia Polska wskazuje, że takie odpady można poddać procesowi biologicznego przetwarzania podczas kompostowania (proces tlenowy) lub fermentacji (proces beztlenowy).
- To co uzyskujemy podczas kompostowania jest kompostem, natomiast skutkiem fermentacji jest biomasa i biogaz. Zarówno przefermentowana biomasa i kompost mogą i są wprowadzane na rynek jako nawóz organiczny lub środek organiczny doskonałe poprawiające właściwości gleby – mówi Michał Paca.