Stukilogramowy odyniec zaatakował Pawła S. i jego kolegę pewnego listopadowego ranka w 2009 r. Mężczyzna stracił przytomność, odzyskał ją dopiero w szpitalu. W wyniku ataku doznał poważnych obrażeń głowy, m.in. pęknięcia kości czaszki, wstrząśnienie mózgu i krwiaków. Miał też złamany obojczyk, oczopląs. Do dziś nie słyszy na prawe ucho , ma problemy z równowagą, cierpi na szumy i zawroty głowie. Od czasu wypadku leczy się stale u neurologa i laryngologa. Łączny uszczerbek na zdrowiu wyniósł 40 proc., z czego 30 proc. to uszczerbek trwały.
Za ból i utratę zdrowia Paweł S. zażądał w pozwie 150 tys. zł od Skarbu Państwa.
Dzik państwowy
Sąd Okręgowy w Krakowie nie miał wątpliwości co do odpowiedzialności Skarbu Państwa, bo jak zauważył „dzik jako zwierzę wolno żyjące jest z całą pewnością jego własnością." SO doszedł do przekonania, że szkoda jakiej powód doznał w wyniku ataku dzika była skutkiem rażących zaniedbań przy wykonywaniu władzy publicznej przez Skarb Państwa, reprezentowany przez Wojewodę. Wojewoda bowiem - działając przy pomocy odpowiednich służb Państwowej Straży Łowieckiej - sprawuje kontrolę nad dzikimi zwierzętami oraz czuwa nad tym, aby zwierzęta łowne w stanie wolnym nie wyrządzały szkód, w tym również szkód na osobie.
- Nie podjęto żadnych działań w celu zabezpieczenia terenu, aby odseparować dzikie zwierzęta od ludzi. Nie umieszczono tablic informacyjnych ostrzegających przed możliwością spotkania dzikiego zwierza. Ulica, na której doszło do potrącenia znajduje się na terenie miasta. Nie ma przy tym znaczenia, że są to obrzeża miasta położone w niedalekiej odległości od terenów zalesionych. Tym bardziej powinno się tam znajdować ostrzeżenie – stwierdził Sąd I instancji.
Zdaniem Sądu poszkodowanemu przez dzika należy się zadośćuczynienie, lecz za wystarczającą uznał kwotę 120 tys. zł i tyle zasądził od Skarbu Państwa.