Pozwolenie na budowę i urzędnicze gry na Saskiej Kępie

Organy ochrony zabytków tak się zaangażowały w obronę swoich decyzji, że zapomniały o sądowych ocenach.

Aktualizacja: 18.11.2015 08:26 Publikacja: 18.11.2015 06:45

Ul. Francuska na Saskiej Kępie w Warszawie

Ul. Francuska na Saskiej Kępie w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzin?ski Robert Gardzin?ski

Wyroków było już pięć, a w Naczelnym Sądzie Administracyjnym czeka kolejna skarga. Gdyby po pierwszym sądowym orzeczeniu urzędy zastosowały się do jego ocen i wskazówek, sprawa już dawno mogłaby się zakończyć.

Rozpoczęła się w 2010 r. wnioskiem spółki deweloperskiej Triton i Mikołaja Staniszewskiego o wydanie pozwolenia na budowę czterokondygnacyjnego budynku mieszkalnego na warszawskiej Saskiej Kępie.

– Dom zaplanowano na dwóch sąsiadujących działkach, z których pierwsza należy do spółki Triton, a druga to odzyskany po wielu latach rodzinny ogród – mówi Mikołaj Staniszewski.

Od 1979 r. historyczna międzywojenna dzielnica Saska Kępa jest wpisana do rejestru zabytków, inwestycja wymagała więc zgody stołecznego konserwatora zabytków. Konserwator jej nie wyraził. Minister kultury i dziedzictwa narodowego podtrzymał stanowisko, że w tym kwartale ulic nie może być wewnętrznej zabudowy. Generalną zasadą „miasta ogrodu", jakim miała być Saska Kępa, było bowiem pozostawienie niezabudowanej, otwartej przestrzeni na tyłach posesji.

W skardze do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie inwestorzy zarzucili, że są to decyzje sprzeczne z ustaleniami miejscowego planu zagospodarowania.

– Plan przewiduje w tym miejscu zabudowę mieszkaniową i nie wyklucza zabudowy wewnątrzkwartałowej – twierdzi Mikołaj Staniszewski. – W 2000 r. był konsultowany ze stołecznym konserwatorem zabytków. Gdyby więc zabudowa wewnątrzkwartałowa była rzeczywiście sprzeczna z historycznymi walorami tego obszaru, organ konserwatorski powinien wnieść swoje zastrzeżenia jeszcze na etapie uzgadniania planu.

I tak sprawa zaczęła wędrować; od urzędów do sądów i z powrotem. Po raz pierwszy nadarzyła się okazja do przerwania tego ciągu w 2012 r., gdy WSA w Warszawie stwierdził, że jeśli plan miejscowy został uchwalony po wiążących uzgodnieniach z konserwatorem zabytków, to jako prawo miejscowe wiąże również organy ochrony konserwatorskiej.

Po raz drugi – gdy w 2013 r. Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną ministra kultury, podpisując się pod oceną WSA. Autorytet obu sądów okazał się jednak niewystarczający, ponieważ decyzja wydana w wyniku tych wyroków okazała się identyczna.

– A zanim ją wydano, stosowano wszystkie możliwe wybiegi, żeby przedłużyć postępowanie – uważa Mikołaj Staniszewski, który zaskarżył skutecznie do WSA przewlekłość postępowania, a w NSA uzyskał wyrok nakazujący ocenić, czy miała ona miejsce z rażącym naruszeniem prawa.

Inwestorzy zaskarżyli odmowną decyzję ministra kultury do WSA w Warszawie. 20 marca 2015 r. sąd ją uchylił, przypominając, że przy ponownym rozpatrywaniu sprawy stołeczny konserwator i minister kultury byli zobowiązani do uwzględnienia ocen prawnych wyrażonych w wyrokach WSA i NSA.

Pomimo to wydano decyzję sprzeczną z wiążącymi prawomocnymi wyrokami.

Minister kultury zaskarżył ten wyrok do NSA. Na razie nie wiadomo, kiedy NSA rozpatrzy skargę. Sprawa więc trwa, a na działkach stoją jedynie garaże.

sygnatura akt: II OSK 581/14 II OSK 2736/12

Nieruchomości
Sąd Najwyższy wydał ważny wyrok dla tysięcy właścicieli gruntów ze słupami
Konsumenci
To koniec "ekogroszku". Prawnicy dla Ziemi: przełom w walce z ekościemą
Edukacja i wychowanie
Nie zdał egzaminu, wygrał w sądzie. Wykładowcy muszą przestrzegać zasad
Sądy i trybunały
Pomysł Szymona Hołowni nie uratuje wyborów prezydenckich
Edukacja i wychowanie
Uczelnia ojca Rydzyka przegrywa w sądzie. Poszło o "zaświadczenie od proboszcza"
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10