Orgię świateł i piekło rocka zastąpił spokój

David Gilmour wystąpił w sobotę we Wrocławiu, uświetniając program Europejskiej Stolicy Kultury 2016.

Publikacja: 26.06.2016 08:22

David Gilmour

Foto: Fot. Kevin Westenberg

Początek nie zrobił wielkiego wrażenia. Tytułowa kompozycja najnowszej płyty „Rattle That Lock”, choć przebojowa, na tle dorobku Gilmoura zwłaszcza z czasów Pink Floyd nie jest szczególnym osiągnięciem. Ale potem z piosenki na piosenki było coraz lepiej. Już „Faces Of Stone” z niekonwencjonalną aranżacją Zbigniewa Preisnera, który prowadził orkiestrę symfoniczną, wypadło znakomicie.

Zawód sprawiło za to „Wish You Were Here”, zagrane nazbyt leniwie, jakby gitarzysta Pink Floyd chciał powiedzieć, że od obszernego Placu Wolności, na którym zgromadziło się 30 tysięcy fanów - woli kameralne miejsca. Dopiero gdy rozbrzmiało „What Do You Want From Me” z muzyki uwolniła się rockowa energia. Zaśpiewana na wiele głosów kompozycja „A Boat Lies Waiting” zabrzmiała przepięknie, eksponując melancholijną partię pianina w stylu Ricka Wrighta, zaś delikatne motywy orkiestry podkreślały refleksyjną aurę. Nie potrzebne były efekty wizualne.

Zresztą rzadziej niż zwykle Gilmour korzystał z wielkiego telebimu w kształcie koła, zwanego „Mr Screen”, zwłaszcza w pierwszej części wieczoru. Szkoda, że poniżej oczekiwań wypadło „Money”, zagrane bez wielkiej energii, a przecież to piosenka o niszczącej sile pieniądza. Więcej dramatyzmu miała piosenka z najnowszej płyty „In Any Tongue”, która poprzedziła finał pierwszej części koncertu, czyli „High Hopes”. Wrocławskie wykonanie potwierdziło, że to jedna z najważniejszych kompozycji Gilmoura z okresu po odejściu z zespołu Rogera Watersa.

Siła diamentu

Drugą część koncertu otworzyło „One Of These Days” z okresu Pink Floyd, gdy w szeregach grupy nie było już Syda Barretta. Gilmour zachował psychodeliczny charakter kompozycji, grając porywające solo. To był wstęp do najciekawszej części koncertu, którą otworzyło „Shine On You Crazy Diamonds”, kompozycja dedykowana Barrettowi, gdy w skutek nadużywania narkotyków padł ofiarą szaleństwa. O tym, że sam Gilmour chce być człowiekiem harmonii i ceni sobie spokój świadczyły wysmakowane i harmonijne wykonania „On An Island” i „Today”. Dopiero na koniec zagrał mocne „Run Like Hell” zilustrowane orgią świateł. To było sprytne zaproszenie do mocnych braw.

Bisy od lat są niezmienne. To „Time” z „The Dark Side Of The Moon” i „Comfortably Numb” z najsłynniejszą solówką Gilmoura. Równie ważna jest tylko w „Hey You”, ale tej kompozycji akurat w programie nie było. Za to jeden z muzyków z brytyjskiego składu założył koszulkę z gwiazdami Unii Europejskiej, by nie wyszło na to, że do Europejskiej Stolicy Kultury przyjechali zwolennicy Brexitu.

Kultura
Na wystawie w Krakowie można zobaczyć, czym był socmodernizm. To nie tylko blokowiska
Kultura
Rekordowe dzieła sztuki na aukcjach w Polsce
Kultura
Sztuka 2024. Czas zmian wystaw i zmian personalnych w muzeach i galeriach
Kultura
Będzie 100 mln zł dla Muzeum Powstania Warszawskiego
Materiał Promocyjny
eDO Post – nowa era bezpiecznej komunikacji cyfrowej dla biznesu
Kultura
Gonggi lub hacele. Na czym polega gra w kości z 2. sezonu „Squid Game”?
Materiał Promocyjny
Unikalna okazja inwestycyjna