W Izbie Gmin panuje ponury nastrój. Premier Theresa May musi stawić czoło sytuacji, jakiej obawia się każdy przywódca narodu. Musi powiedzieć obywatelom o potwornych czynach, zabójstwie niewinnych, o ataku na serce demokracji, o uderzeniu na brytyjski parlament, w którym Winston Churchill zjednoczył Brytyjczyków przeciwko Hitlerowi. Musi znaleźć słowa na opisanie smutku po zamordowaniu policjanta, który był jednocześnie mężem i ojcem. Pani May musi wyjaśnić, że ów akt terroryzmu jest ohydną zbrodnią. Ideologii, która stała za tą tragedią, trzeba się przeciwstawić. Ale nie można iść dalej niż potępienie dla konkretnego przestępcy i jego pobudek.
Brytyjska premier siedzi obok swoich ministrów, mężczyzn i kobiet, białych i czarnych, katolików i muzułmanów. Zna swój kraj i zdaje sobie sprawę, że każdy akt dzielenia Wielkiej Brytanii na podstawie kryteriów rasowych czy religijnych zawsze kończył się katastrofą. Muzułmański burmistrz Londynu Sadiq Khan zdążył już wygłosić ważkie oświadczenie potępiając potworność środowych wydarzeń. Jak kraj długi i szeroki w meczetach brytyjskiej wspólnoty muzułmańskiej piętnowany jest atak na Westminster, w którym ucierpieli także goście z zagranicy odwiedzający Londyn. Londyn, który jest miastem otwartym na świat i gdzie ponad milion europejskich imigrantów mieszka i jest mile widzianych.
I nagle przychodzi wiadomość od innej kobiety, również premier, pani Szydło, z Warszawy. Jej wypowiedź to nie wyraz solidarności, smutku i wsparcia. Nie. Przesłanie z Polski jest takie, że odpowiedzialnością za te straszne wydarzenia obarczyć należy politykę imigracyjną Unii Europejskiej.
Pani Szydło myli się pod każdym względem. Terrorysta, który dokonał ataku, urodził się w Wielkiej Brytanii, został wychowany w Wielkiej Brytanii i jest Brytyjczykiem w takim samym stopniu jak premier May czy David Beckham. Nie jest imigrantem.
W Wielkiej Brytanii słowo "imigrant", gdy jest używane przez nacjonalistycznych populistycznych demagogów w polityce lub prasie, częściej występuje poprzedzone przymiotnikiem "polski" niż pozbawione takiego dookreślenia.