Kto jak kto, ale ona zna się na tajnikach pięknego śpiewania. Od ponad ćwierć wieku należy do największych gwiazd. Występuje na najważniejszych scenach operowych i na stadionach. W Ameryce stała się wręcz symbolem. To ją poproszono, by w Nowym Jorku zaśpiewała „Amazing Grace" ku czci ofiar po zamachu na World Trade Center w 2001 roku. Renée Fleming nie może też zabraknąć na żadnej uroczystości zaprzysiężenia prezydenta USA.
Ta piękna kobieta to gwiazda pod każdym względem doskonała. Kreacje dla niej szykują słynni projektanci, m.in. Gianfranco Ferré. „Przed nadchodzącym sezonem spotykałam pana Ferré lub jego asystenta – pisze w książce – i po pewnym czasie piękna suknia przychodziła pocztą prosto do domu, bez potrzeby robienia przymiarek". Ma osobistego fryzjera, który z nią podróżuje, i asystentki, których zadaniem jest pilnowanie terminów, wywiadów czy sesji fotograficznych.
A jednak jej autobiografia nie jest książką o bajkowym życiu, pełną plotek z wielkiego świata i zapisów własnych sukcesów. Zgodnie z tytułem publikacji Renée Fleming opowiada przede wszystkim o tym, co dla niej najcenniejsze – o swoim głosie.
Niepowtarzalny w swym brzmieniu sopran Renée Fleming nie jest wyłącznie darem losu. Ta książka jest zatem przede wszystkim zapisem wieloletnich starań, by odkryć jego tajniki, wręcz walki, by stał się on instrumentem posłusznym właścicielce. Żadna inna primadonna nie opowiadała o tym z taką szczerością, bo to jest również historia pokonywania własnych kompleksów i lęków.
Musiało minąć sporo lat, nieudanych przesłuchań i startów bez sukcesu w konkursach, zanim była wreszcie gotowa do tego, by stanąć na scenie. Piękny śpiew polega bowiem na dogłębnym poznaniu tajników własnego organizmu. Dźwięk staje się bardziej uśmiechnięty – zdradza jeden ze swoich sekretów – jeśli w odpowiedni sposób podniesie się kości policzkowe.