Choć nie młodzieńcze, połączyło ich mocne uczucie – jak się okazało, dozgonne. Nie był to bynajmniej związek platoniczny, a jego temperaturę oddaje częstotliwość listownych kontaktów, gdy los zmuszał parę do rozstań.
Korespondencja opublikowana pod tytułem-cytatem z listownych westchnień Szymborskiej „Najlepiej w życiu ma twój kot” dostarcza przyjemności wielorakiego rodzaju. Że to frajda intelektualna, nie muszę przekonywać nikogo, komu znane dokonania wyżej wzmiankowanego duetu. Dla mnie istotne są inne zalety tej korespondencji: subtelność, dyskrecja, wzajemny szacunek i te cudowne niedopowiedzenia, pozostawienie przestrzeni dla wyobraźni. Strach, żeby nie przegadać tego, co niewypowiadalne. Seks, owszem, ale w domyśle. To przecież ludzie pióra i zapewne dlatego powściągliwi. Wiedzieli, że uczucia nie da literacko okiełznać.
Paradoksalnie, przemilczając to, co najważniejsze, Szymborska i Filipowicz powiedzieli o sobie o wiele więcej niż tekstem. Nade wszystko, ocalili siebie. Nie stali się własnością ogółu. Ich sekrety na zawsze pozostaną tylko ich własnością. My co najwyżej możemy dowiedzieć się, w jakim stanie ducha był kot Filipowicza po jego śmierci – co miało miejsce w 1990 roku.
Kocimi sprawami Szymborska przejmowała się podobnie jak jej ukochany. Gdy w stanie wojennym i przez resztę lat 80. pojawiły się kłopoty z zaopatrzeniem, w listach omawiane są niedostatki ryb w diecie Kizi, kotki Filipowicza. A że sami niedojadali? Mniejsza z tym, kot ważniejszy. Musi mieć „najlepiej w życiu”
Gradacja bliskości
Tom (pod redakcją Tomasza Fijałkowskiego i Sebastiana Kudasa) otwierają dwie krótkie przesyłki adresowane do „Drogiej Pani Wisławy” z grudnia 1966 roku, lecz już na następnej stronie – kwiecień 1967 rok – ta oficjalna formuła skraca się do „Drogiej Wisławy”, by z biegiem kolejnych miesięcy zamienić się w bardziej czułą tytulaturę.