Obserwatorzy OBWE alarmują, że praktycznie codziennie na wschodzie Ukrainy dochodzi do naruszania zawieszenia broni. Członkowie misji monitorującej sytuację w Donbasie donoszą o licznych ostrzałach artyleryjskich oraz wybuchach. W weekend w ciągu jednej doby w starciach z prorosyjskimi separatystami zginęło trzech ukraińskich żołnierzy, a czterech zostało rannych.
W zamachu w Ługańsku ledwie nie zginął lider samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej Igor Płotnicki. Stwierdził, że zorganizowały go służby ukraińskie.
Niepokojące sygnały nadchodzą też z południa kraju. Rosyjskie media poinformowały w niedzielę, że na granicy anektowanego Krymu doszło do strzelaniny, w wyniku której śmierć poniósł funkcjonariusz rosyjskiej straży granicznej. Tuż po tym zamknięte zostały wszystkie przejścia łączące Ukrainę z półwyspem.
Fiasko porozumień
Minęło prawie półtora roku, a żaden z punktów podpisanych w Mińsku porozumień nie został w pełni wykonany. Nie pomogły nawet podpisy przywódców Francji i Niemiec, którzy wraz z prezydentami Rosji i Ukrainy gwarantowali wykonanie postulatów tego dokumentu.
Ukraińska strona domaga się całkowitego zawieszenia broni, wycofania ciężkiego uzbrojenia oraz przywrócenia kontroli na ponad 100-kilometrowym odcinku rosyjsko-ukraińskiej granicy. Problem polega na tym, że „przywrócenie kontroli na granicy" według porozumień mińskich ma nastąpić dopiero po tym, gdy w niekontrolowanych przez Kijów rejonach Donbasu odbędą się wybory samorządowe oraz gdy rejony te uzyskają „szczególny status". By do tego doszło, Ukraina musi przeprowadzić reformę konstytucyjną dotyczącą decentralizacji władzy państwowej, czemu sprzeciwia się duża część ukraińskiego społeczeństwa. W konsekwencji ostatnie spotkanie grupy kontaktowej w Mińsku w zeszłą środę zakończyło się fiaskiem.