- Pojawiły się oznaki przywykania ludzi do wojny, na liście zagrożeń spadła ona na trzecie miejsce: po problemach gospodarczych całego kraju i finansowych poszczególnych gospodarstw domowych – powiedział „Rzeczpospolitej" kijowski ekspert Ołeksij Melnyk.
W środę w Berlinie odbędzie się - odkładana od dawna - runda rozmów „normandzkiej czwórki" (Francja, Niemcy, Ukraina, Rosja). Tuż przed nią prezydent Petro Poroszenko przypomniał i Ukraińcom, i Kremlowi, że wojna trwa nadal. Przedłużył bowiem o rok sankcje wobec prawie tysiąca rosyjskich polityków, biznesmenów oraz tamtejszych firm. Już istniejącą listę powiększono o 1/3, dopisując 335 osób i 167 przedsiębiorstw. Ponadto szykowana jest kolejna, która obejmie szefów komisji wyborczych i deputowanych do rosyjskiego parlamentu wybranych we wrześniowych wyborach na Krymie.
Jednak pomiędzy wygaśnięciem poprzednich sankcji a wprowadzeniem nowych pojawiła się miesięczna przerwa. Żaden z kijowskich ekspertów nie był w stanie powiedzieć, czy był to efekt bałaganu czy może było to działanie zamierzone. A jeśli tak, to w jakim celu. Kilku politycznych analityków uważa, że mógł to być pojednawczy gesty prezydenta pod adresem Moskwy. – Poparcie Zachodu jest dość chwiejne, nie jesteśmy pewni, czy w końcu nie zostaniemy sam na sam z Kremlem – tłumaczył „Rzeczpospolitej" jeden z nich ewentualne motywy prezydenta.