Na konferencji prasowej w ogóle nie wspomniał o artykule 7 unijnego traktatu, a to jedyne hasło, na które wszyscy czekali. Pozostaje więc tylko wiara, że Orbán zawetuje sankcje, bo kiedyś Budapeszt może się znaleźć w podobnej sytuacji jak Warszawa.
Przy okazji warto się zastanowić nad tym, co łączy Węgry i Polskę. A w szczególności, czy ich długofalowe interesy są wspólne. W sprawach bezpieczeństwa są niestety różne, a nawet przeciwstawne. Nasi bratankowie dowiedli już tego, nie wysyłając żołnierzy do batalionów NATO na wschodniej flance, które dla naszego kraju mają fundamentalne znaczenie. Węgry są też jedynym krajem regionu, który sprawia wrażenie, jakby się przygotowywał do życia bez Unii Europejskiej, może nawet z innymi granicami. I to nie od dziś. Nie jest przypadkiem, że dwaj sąsiedzi, Rumunia i Słowacja, nie uznali niepodległości Kosowa. Bo boją się, że do tego przykładu odwoła się kiedyś Budapeszt, który utracił dwie trzecie terytorium na mocy traktatu w Trianon przed 100 laty. I wspiera mniejszość węgierską w tych krajach.