Dziwnym bowiem uczuciem jest, gdy w centrum prasowym zostaję otoczony przez kolegów dziennikarzy z innych krajów i bacznie lustrowany. Szukają sińców i śladów pobicia, a może są ciekawi, jak dużo przytyłem? Nie wiem. Nigdy tego nie powiedzieli. Miast tego zasypują mnie lawiną pytań o to, jak TAM jest, bo przecież jestem człowiekiem STAMTĄD.
Tłumaczenia, że nic wielkiego się nie dzieje, że Jarosław Kaczyński nie wprowadza dyktatury (przynajmniej na razie), że w demokracji normalne jest, że ten, który wygrał, mebluje państwo po swojemu, że prawem opozycji jest protestować, że nikt nikogo w więzieniach nie zamyka, a właściwie to rządzący mają poparcie społeczne, do niewielu dociera.