Różnej maści komentatorzy, nie znając jeszcze żadnych szczegółów tego zdarzenia, wydawali sądy, które często były przejawem zwykłej politycznej niechęci. Wydaje się, że każdy w miarę przyzwoity człowiek po takim zdarzeniu – bez względu na to, czy jest sympatykiem czy zaciekłym krytykiem rządu, PiS czy samej Beaty Szydło – powinien modlić się lub tylko trzymać kciuki za zdrowie osoby, która stoi na czele polskiego rządu.
Ale też nie można ludzkim współczuciem szantażować tych wszystkich, którzy wraz z upływem czasu zaczęli stawiać pytania dotyczące okoliczności tego zdarzenia. Nie trzeba być wybitnym ekspertem do spraw ochrony najważniejszych osób w państwie, by wiedzieć, że taki wypadek nie miał prawa się zdarzyć. Życząc pani premier szybkiego powrotu do zdrowia, mamy więc prawo dociekać prawdy i stawiać nieraz trudne pytania.
Dlaczego jest tak źle, skoro w ubiegłym roku polskie służby stanęły na wysokości zadania i były w stanie wzorowo zapewnić bezpieczeństwo dwóm kluczowym wydarzeniom – Światowym Dniom Młodzieży i szczytowi NATO w Warszawie? A może były to tylko wyjątki potwierdzające regułę: wszak Polacy, dotyczy to również naszego państwa, są mistrzami w działaniach na pokaz, w świetnym przeprowadzaniu wyjątkowych akcji. Na co dzień jednak dominuje dziadostwo i przekonanie, że jakoś to będzie. Wszystkie wypadki w ostatnich 12 miesiącach z udziałem prezydenta, premiera czy ministrów miały miejsce podczas rutynowych działań, a nie w jakichś wyjątkowych okolicznościach.
Nie będzie więc przesadą postawienie tezy, że system ochrony najważniejszych osób w państwie jest soczewką, w której możemy przyjrzeć się problemom kraju rządzonego przez PiS. W kwestiach bezpieczeństwa słuszne poglądy i dobre chęci nie zastąpią profesjonalizmu i trzymania się procedur. Dotyczy to w równej mierze Biura Ochrony Rządu, jak policji czy armii, tym bardziej że we wszystkich tych miejscach trwa od kilkunastu miesięcy intensywna wymiana kadr.
To prawda, że BOR za czasów Platformy nie był żadnym wzorem. Nieskuteczności działania tej służby najlepiej dowodzi katastrofa smoleńska, która – gdyby wszystkie instytucje państwa pracowały jak należy – również nie miała prawa się zdarzyć. Skandalem było, że po 10 kwietnia ówczesny szef BOR zamiast konsekwencji służbowych dostał generalski awans.