Jerzy Haszczyński o relacjach Polska-Węgry: Rozchodzą się drogi bratanków

To już taka tradycja. Luty jest miesiącem spotkań Viktora Orbána i Władimira Putina.

Aktualizacja: 03.02.2017 13:42 Publikacja: 02.02.2017 19:34

Jerzy Haszczyński o relacjach Polska-Węgry: Rozchodzą się drogi bratanków

Foto: AFP

Zaczęło się w 2015 roku w Budapeszcie, rok temu było spotkanie pod Moskwą, teraz znowu w węgierskiej stolicy. Już pierwsza wizyta dobitnie pokazała, że środkowoeuropejskich sojuszników – Polskę i Węgry – dzieli stosunek do Rosji.

Kilka dni po spotkaniu z Putinem Orbán odwiedził Warszawę. Usłyszał płomienne przemówienie o polityce zagranicznej z ust premier Ewy Kopacz, obojętnej wcześniej na agresję rosyjską na Ukrainie. Zarzuciła mu, że zapomniał o walce z „dyktaturą ze Wschodu". Jarosław Kaczyński się z nim nie spotkał.

Teraz węgierski premier rozwinął czerwony dywan przed Putinem dzień po oświadczeniu Witolda Waszczykowskiego, że złoży skargę na Rosję do trybunału w Hadze w sprawie wraku tupolewa.

Orbána i Kaczyńskiego łączy wiele, od niechęci do imigrantów z Bliskiego Wschodu, poprzez wspieranie narodowego kapitału, aż po zamiar wymiany elit. Obaj są też negatywnymi bohaterami zachodnich liberałów. Straszy się nimi dzieci.

Powstaje pytanie, czy z powodu skrajnie odmiennego stosunku do Rosji drogi Węgier i Polski się rozejdą. Otóż one już się trochę rozeszły, choć nie mówi się o tym głośno. Nasi politycy za wielki sukces uważają wzmocnienie flanki wschodniej, o czym zadecydowano na warszawskim szczycie NATO. Ale Węgry w tym wzmocnieniu nie biorą udziału. Nie wysyłają swoich żołnierzy do żadnego z natowskich batalionów, które mają chronić Polskę i państwa bałtyckie. A robią to wielekroć mniejsze kraje – Albania, Słowenia, nawet Luksemburg.

Nasz bratanek najwyraźniej nie chce drażnić Moskwy, z którą prowadzi wielkie energetyczne interesy.

Drogi te mogą się rozejść bardziej. Antyliberalna podstawa sojuszu Warszawy i Budapesztu okaże się krucha, gdy bezpieczeństwo i dobrobyt Polski będą jeszcze poważniej zagrożone. Tak może się stać, jeśli Donald Trump – któremu Viktor Orbán kibicował już w czasie kampanii prezydenckiej – zawrze z Władimirem Putinem porozumienie o podziale stref wpływów, a w czołowych krajach Europy Zachodniej do władzy dojdą antyunijni, a zarazem prorosyjscy populiści. Nie wiemy, czy tak się stanie, nie wiemy, czy przestanie istnieć świat, do którego się przyzwyczailiśmy – z Unią Europejską, NATO i przynajmniej werbalnymi zapewnieniami, że granic nie można zmieniać. Ale na pewno trzeba się na taki wariant przygotować.

Komentarze
Estera Flieger: Kampania wyborcza nie będzie o bezpieczeństwie
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba