Ale jest i druga strona medalu. W wielu komentarzach dało się wyraźnie odczuć satysfakcję z powodu utraty przez PiS rozsądnego i umiarkowanego polityka, jakim jest Ujazdowski. Ich autorzy stosują zasadę „im gorzej, tym lepiej”. Jest oczywiście wilczym prawem opozycji źle życzyć partii rządzącej. W im większych PiS będzie kłopotach, tym większe szanse na kryzys, na wcześniejsze wybory, a jeśli nawet do nich nie dojdzie, i tak rosną szansę na przejęcie władzy w wyborach odbywających się w terminie.
Tyle tylko, że próbującego zachować zimny osąd komentatora różni od przedstawiciela opozycji kwestia perspektywy. Jeśli leży nam na sercu dobro Polski, powinno nam zależeć na tym, by partia, która rządzi – bez względu na to, kto aktualnie tworzy rząd – była możliwie najlepsza. Jestem przekonany, że PiS, w którym jest więcej ludzi rozsądnych i racjonalnych – takich jak Kazimierz Ujazdowski – jest lepszą partią, niż gdyby nie było w nim skrzydła umiarkowanego.
Trudno się zatem cieszyć z faktu, że ten polityk postanowił PiS opuścić. Raczej pojawia się niepokój o to, jaka będzie partia, w której w niej zabraknie ludzi myślących tak jak Ujazdowski. Jego decyzja świadczy bowiem o kryzysie w PiS, o tym, że trudniej będzie temu ugrupowaniu balansować między radykalizmem a zdrowym rozsądkiem - spodziewać się trzeba, że więcej będzie tego pierwszego. Trudno uznać, że to dla Polski dobra wiadomość.