Mamy ponad 1,2 bln zł oszczędności. Tylko w ciągu pierwszego półrocza wzrosły one o 37 mld zł, czyli o 3 proc. Wciąż daleko nam do czasów świetności, jeszcze przed zmianami w otwartych funduszach emerytalnych, kiedy powiększały się one w tempie dwucyfrowym.
W ogonie Europy
Nie licząc silnego wyhamowania dynamiki, w wyniku zamachu na OFE, kiedy fundusze przestały być obowiązkowe i straciły połowę aktywów, oszczędności Polaków rosną w miarę regularnie.
– Trudno oczekiwać, że szybko zbliżymy się do wysokich poziomów, które można zaobserwować na Zachodzie – nie zapominajmy, z jak niskiej bazy wystartowaliśmy – mówi Maciej Bitner, główny ekonomista WiseEuropa. Włosi na przykład mają w stosunku do swojego PKB trzy razy więcej oszczędności niż Polacy. Niemcy zgromadzili oszczędności sięgające dwukrotności PKB. Lepsi od nas są też Węgrzy, którzy odłożyli równowartość swojego rocznego PKB.
To, co jednak jest najbardziej niepokojące, to nie wielkość naszych oszczędności, ale ich struktura. 58 proc. stanowią depozyty bankowe, a niemal 14 proc. gotówka w obiegu. W OFE znajduje się ponad 11 proc. Dobrowolnie na rynku kapitałowym Polacy ulokowali tylko 17 proc. pieniędzy, z czego 9 proc. w funduszach inwestycyjnych, a 5 proc. w ubezpieczeniowych funduszach kapitałowych. 3 proc. to akcje giełdowych spółek posiadane przez inwestorów indywidualnych, a tylko 1 proc. ulokowaliśmy w obligacjach skarbowych.
– Nad Wisłą nie widać kultury inwestowania w papiery wartościowe. Panuje teoria, że to efekt stosunkowo małej liczby wystarczająco zamożnych osób. Jednak to tylko po części wyjaśnia to zjawisko – uważa Bitner. Jego zdaniem polski rynek kapitałowy jest mały, więc zarządzające funduszami TFI mają dosyć wysokie opłaty, żeby biznes był opłacalny. – To zniechęca przeciętnego Kowalskiego do funduszy i rynek się rozwija bardzo wolno. W ten sposób następuje sprzężenie, z którego trudno wyjść – mówi ekonomista.