Po kilkunastu dniach milczenia GetBack poinformował wreszcie o swojej sytuacji płynnościowej i zaległościach wobec obligatariuszy.
Według stanu na środę, 25 kwietnia, zaległości wynosiły 91,6 mln zł, z czego 88,3 mln zł to wartość niewykupionych obligacji, a 3,32 mln zł przypada na niezapłacone odsetki.
Trudna sytuacja
Opóźnienie dotyczy łącznie 24 serii obligacji. Szacuje się, że windykator mógł ich uplasować łącznie nawet blisko 100 lub więcej, choć precyzyjne określenie tej liczby jest bardzo trudne. Komisja Nadzoru Finansowego kilka dni temu ujawniła, że na koniec marca wartość wyemitowanych przez spółkę obligacji wynosiła prawie 2,6 mld zł (znacznie więcej niż niecałe 1,8 mld zł na koniec września 2017 r. – to ostatnia oficjalna informacja ze spółki, która do tej pory nie opublikowała raportu rocznego – ma to zrobić 30 kwietnia). Papiery te miało aż 9064 inwestorów indywidualnych i 178 instytucji finansowych.
Obligatariusze i akcjonariusze mają powód do obaw, bo przyznanie się spółki do nieobsługiwania części zadłużenia potwierdza przypuszczenia agencji ratingowych, mających utrudniony dostęp do informacji z GetBacku, że firma jest co najmniej częściowo niewypłacalna. W czwartek Fitch Ratings obniżył jej rating do RD z B- i usunął spółkę z listy obserwacyjnej ze wskazaniem negatywnym. RD to skrót od restricted default, czyli ograniczona niewypłacalność. Wcześniej także EuroRating obniżył ocenę, do CCC (sd), czyli selective default, co oznacza częściową niewypłacalność. S&P we wtorek zawiesił rating, do czego przyczyniły się nie tylko trudności z pełną i czasową spłatą obligacji, ale także problemy z dostępem do szczegółowych informacji z firmy.