Znacząca większość Polaków, bo aż 66 proc., zarabia jednak mniej od tej kwoty. Jednak ponad 5 proc. otrzymuje 130 proc. przeciętnego wynagrodzenia. To w tej grupie lądują menedżerowie wyższego szczebla i wykwalifikowani specjaliści, wśród których prym wiodą lekarze i informatycy. Ich rynek pracy drastycznie różni się od tego, który zna na co dzień większość Polaków.
Za jeden z najbardziej rozchwytywanych zawodów uchodzi od lat informatyk. Ale tak jak wśród lekarzy są dziesiątki możliwych specjalizacji, tak i informatyk informatykowi nierówny. Rozpiętość ich płac jest olbrzymia: od 4 tys. zł do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Pomijając funkcje, jakie można zajmować w organizacjach, a które wpływają na wynagrodzenie, na szczycie piramidy specjalistów od IT znajdują się programiści. Mediany ich zarobków – jak wynika z raportu firmy Sedlak & Sedlak – oscylują w okolicach 10 tys. zł brutto. Ale i tak co szósty z tych, którzy otrzymują takie kwoty, jest niezadowolony ze swojego wynagrodzenia.
Coraz częściej to nie zarobki mają decydujące znaczenie, by przyciągnąć sprawnego informatyka. Kartą przetargową staje się atmosfera w miejscu pracy oraz dziesiątki różnych benefitów – od prywatnej opieki medycznej, przez abonamenty na basen czy siłownię, pracowniczy leasing samochodów, po bezpłatne szkolenia (a te w IT potrafią słono kosztować). Ważne jest też to, czy dana praca jest ciekawa. Ten ostatni warunek w świecie idealnym powinien być podstawowym kryterium dla każdego ambitnego człowieka. W nieidealnej rzeczywistości podążanie za tym warunkiem nie zawsze jest możliwe.
Przynajmniej z zewnątrz – wygląda to na zupełnie inny świat. Za wysokimi płacami i benefitami kryją się jednak często lata żmudnych studiów, nieprzeciętne predyspozycje do nauk ścisłych i ponadnormatywne godziny pracy. Innymi słowy, wykształcony specjalista, aby mieć wartość na rynku pracy, musi wcześniej wiele z siebie dać. Jego wartość i wynagrodzenie są pochodną jego wysiłku.
Jest to zupełnie inna wizja świata niż ta, z jaką stykamy się ostatnio w przekazie publicznym, w którym nadrzędną narracją staje się niesprawiedliwość dochodowa. Nierówność nie oznacza przecież automatycznie niesprawiedliwości. Czasami ma uzasadnienie w całej edukacji i karierze tych, którzy znaleźli się w górnych przedziałach dochodowych. Obciążanie ich dodatkowymi podatkami, które mają te różnice zmniejszyć, często niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwością. Może czasami warto przyjąć, że jeśli ktoś dobrze płaci specjalistom, to po prostu uważa, że na to zasługują.